Sunday, February 9, 2014

Niedziela

Ależ produktywny ten weekend. Tak, wiem, nie załatwiłam dwóch bardzo ważnych rzeczy, które są z jakiegoś powodu za trudne, ale ile zrobiłam! Ile serbskiego do głowy weszło. Dużo frustracji w związku z nim, dużo rozczarowania, próby znalezienia innego podejścia, które sprawiałoby więcej radości. To przecież nienormalne, iż przepisywanie słownictwa sprawia mi wiecej radości niż same lekcje.
Znów myśl o francuskim wkrada się. Ale przecież nie mam kiedy, musze wybrać. Trzeba się wziąć za teorię latania, bo silnik jednak dalej jest mi jedną olbrzymią niewiadomą. No dobrze, widzę te megnetos trochę, gdzieś troszke rozumiem gaźnik. Ale całość znów mnie przerasta. Do tego stopnia, że odkładam i odkładam.

Pustki w lodówce. Trochę to frustrujące, bo jak nie ma czego przekąsić w czas siedzenia w domu i wkuwania, to jest ciężko. Oh muszę się kopnąć w tyłek i ruszyć z domu. Żeby tak K zadzownił i zaprosił na latanie. Taki piekny dziś dzień. Ale zmęczona bestia więc pewnie nie zadzwoni. A zresztą przecież ja mam tyle pracy jeszcze. Zajęć do przygotowania. Programów do napisania. Nie, nie mogę latać dziś. Polatam w głowie.

Acha, i kupiłam nowe kozaki. Wreszcie. Tym razem brązowe. Zobaczymy, co to z nich będzie. Jeszcze tylko jakaś piękna satynowa pościel i serbskie książki i zakupowy nastrój będzie spełniony.

I co teraz? Mierzi by odezwać się do zimolucha, goni jednak by zabrać się do pracy. Ale głód znów doskwiera. No i co wybrać, co wybrać.

Co wybrać najpierw.


No comments:

Post a Comment