Sunday, July 12, 2015

Okno, drzewo, kot

i różowe goździki, które kupiłam tydzień temu ot tak, na uśmiech. Długo się trzymają, musze przyznać, dużo dłużej niz tulipany no ale tak to już jest.
Siedzę w kuchni. Tu najchłodniej, nagle uciekam przed słońcem. Nie dlatego, że nie kocham bo kocham jak nie wiem co. Dlatego, że muszę zrobić robotę, pozamiatać myśli, ugotować nową pracę. Więc może tak to działa, hm. Uciekamy od tych co kochamy bo trzeba zrobić robotę?

Lepiej, żeby tak było.

Więc zaczynam nowy etap. Starsza o rok, uff, jak ciężko. Mądrzejsza o rok? Bogatsza. O kota. Rocznego. O dom. Tak to właśnie jest z tymi życzeniami. Kiedy to było? Trzy lata temu wypowiedziałam życzenie domu. Zieleni, spokoju, wsi. Kota. Liści. Ba, nawet zamierzałam sadzić kwiatki. Może nawet jarzynki. I jeździć na rowerze. Myć auto na podjeździe. Siedzieć i patrzeć na sąsiadów. Jak rpzechodzą z psami i bahorkami. Nie było to coś takiego?

Siedzę i patrzę na sąsiadów. Śmieją się do mnie bo kicia siedzi w oknie. Mają psa. Jest zielono. Drzewo ma jakieś zielone kulki. Moje drzewo. Fajnie jest mieć tkaie drzewo przed oknem. Ptaszęta rodziny Filodendrona coraz większe, niedługo odfruną. Na patio doniczka ze słonecznikami. Zasadziłam i kwiatka, czy może raczej badyla. Raczej zdechnie, ale liczą się chęci. Rower jest, auto jest, myć nie ma kiedy ale może kiedyś. I tak dalej. Hm.

Tak to właśnie jest z życzeniami.

No nic. Taka notka na marginesie. I życzenie wypowiedziane następne:



po cichu. Żeby się spełniło.