Sunday, January 29, 2012

Piszę do Ciebie, która o mnie nie wiesz

- napisał raz Wierzyński chyba. Oh jak tęsknię za Wierzyńskim.

Trzydziestka jest miłym wiekiem, dobrym wiekiem. Tak dobrze sie czasem czuje. Tak wygodnie, normalnie, na miejscu. I nie trzeba już udawać, nie trzeba być kimś innym, jak się nie chce. I jest się panem albo panią samej siebie. I jest pięknie.

I tylko ta tęsknota. Nie, nie za młodością, bo ta była taka głupia, ale za tymi rzeczami. Za piosenkami, wierszami, emocjami. Śpiewaniem na stole garncarnii, lepieniem ludzików z plasteliny, zaczytywaniem się Wierzyńskim. Czasem zdawałoby się, że chodzi o miejsce, ale jednak zawsze chodzi o to, że to coś już nie istnieje, że się skończyło i nie ma. I szkoda.

"I zrozumiałem, że nie ma już krainy mojego dzieciństwa. Że żyje ono tylko we mnie i razem ze mną rozpłynie się którejś nadbiegającej z nicości godziny." /Konwicki/

Wednesday, January 25, 2012

Jeszcze tylko dzień lub dwa

inspiracji przypadkowych, więc muszę się nimi nacieszyć ile się da...

Dziś poddałam się zupełnie. Odwołałam lekcję, wyrzuciłam jednocześnie porządane $35 w odchłań i niewiele dobrego z tego wynika, bo rachunki krzyczą coraz głośniej. Jakkolwiek, ten spokój, który poczułam zaraz po akceptacji z drugiej strony był nieoceniony. I wprost proporcjonalny do ogromnego spięcia i zdenerwowania zanim podjęłam taką decyzję.
Czasem poprostu nie daję rady. Temu napięciu, temu stresowi, odpowiedzialności. Too much. Za dużo.

I zaraz potem, odetchnięta ulgą, ze swobodą czasu na szyji, zainicjowałam bądź odpowiedziałam trzem potencjalnym klientom na prywatne lekcje...

Tak, tak właśnie ze mną jest. Moja dewizja, to nigdy nie martwić się o to, jak trudno będzie pogodzić wszystkie światy i samoloty, aż owe się zlecą i zaatakują. Jeśli chcę coś robić, to poprostu
zapisuję się na lepienie garnków choć prawie nie mam wolnego dnia, podejmuję się kolejnych korków choć nie wyrabiam się z obecnym materiałem, umawiam się z ludziami na obiady choć nie mam zupełnie czasu, biorę się za pisanie książek, czytanie statystyk, układanie nazwy metody naszej, zakładanie naszego bloga i naturalnie pięciu klas z czego płacą mi tylko za trzy....

Tak. To właśnie cała ja. Od stóp do głów. I na nic czytanie Zusego i Rilkego, którzy krzyczą, że najważniejszym w życiu jest poweidzieć NIE do tego wsyzsktiego, czym tak naprawdę nie chcemy się zajmować. Ale czy ja właśnie nie chcę (korki)? A jeśli nie chcę to czy nie muszę (kasa)? Co, jeśli właśnie wszystkiego chcę?

***

Serce w gardle dziś cały dzień. Z niewiadomych tak naprawdę przyczyn. Może minęło zbyt wiele czasu. Może za bardzo to coś mnie intryguje. Jej, kiedy coś mnie intrygowało ostatnim razem?

Więc wciąż został mi Serbski do wciśnięcia. Nie wiem, gdzie, no nie wiem. Ale tak naprawdę bardziej chodzi o to, że rozerwano mnie z serbskim i to bolesny temat. I każde spojrzenie na pomarańczowy segregator - boli. I każde słowo, które chce się pisac po serbsku - nie umie.

Jakie to śmieszne, że nawet język potrafi złamać serce.

Czy moge już iść spać?

Miałam napisać nową lekcję z niemieckiego, ale zupełnie nie mam koncepcji. Przypomnę, że po to odwołałam lekcję, by między innymi napisać nową lekcje z niemieckiego.
Potrzebuję przynajmniej tygodnia na napisanie tego programu całościowo. A świstak siedzi i się ze mnie nabija...

***

Więc jeszcze może jutro wrócę na chwilę, by się pożalić, posmucić, w te progi. Może jeszcze pojutrze, choć to już mało prawdopodobne. I znów zniknę, schowam się bardzo bardzo głęboko do mojej przytulnej ciasnej skorupki niewiary w cuda.


Tymczasem jakkolwiek

dobranoc
koty na noc

Tuesday, January 24, 2012

Inspiracje deszczem

Zdawałoby się, że zima, to i inspiracje zimowe być powinny. Ale nie są. Jak już rzeczy ludzkie i światowe, które zawsze podąrzają za moją teorią niespodzianek i są dokładnie nie takie jak miałyby, chciałyby, mogłyby

być.

W mojej głowie tylko Ludovico pomieszany z Baby it's cold outside, w jakiejkolwiek wersji. Przecud miód. I obrazy, i zdjęcia nijakiego J., którego odkryłam przypadkowo czy może on mnie odkrył. Czy można mieć jednocześnie ramiona i skrzydła?

Kapelusz. I sen niespokojny. Serce na huśtawce. I nowe cudne łóżko - Krówka, którą kocham. I odchodzenie od ludzi, do których gdzieś zdawało mi się, że przychodzę, ale wcale nie. I spodnie potargane, kolejne. Dieta dieta musem. Bynajmniej czekoladowym.


Allis Volat Propriis.



Thursday, January 19, 2012

Czy ja uwielbiam niemożliwe i już?

Tęsknię za C. Przeraźliwie!! I po co. I dlaczego. I na co. I gdzie. I dokąd.

Tęsknię za brodą zieloną i uśmiechem szmaragdowym. Za oczami migdałowymi zapatrzonymi w księżyc. Za nieśmiałością. Tą niezwykłą, powalającą, miodową nieśmiałością młodości czy może nieśmiałości samej w sobie. Tęsknię za dłońmi z plasteliny i rammsteinem w głowie. Za wyznaniem miłości, które tak dawno bo wczoraj dostałam i już mi nowego brakuje, tak bardzo brakuje. Za wyznaniem ichliebedichości, którego mogę słuchać bez końca.

Tęsknię.

Ale dokąd ta moja tęsknota zajdzie, gdy ramiona choć wyśnione i pożyczone, to nie dla mnie. Choć marzenia choć tak bliskie i tak imponujące to - nie dla mnie. Choć światy choć tak podobne i zrozumiane -

tak inne.

"I nic mi po Tobie
tylko tęsknota
niezachodząca"

Ich liebe dich, C.

Monday, January 16, 2012

Pocałować deszcz

Sama nie wiem, czy pada. Stuka, to napewno. Ale czy pada. Deszcz. Czy topnieje śnieg i to ten śnieg tak stuka.

Dziwny nastrój mnie naszedł dziś. Dziwne zadumanie, smutek może, może coś innego.

Gdybym miała skrzydła, poleciałabym teraz za Ikarem zobaczyć świat. Potem, zmęczeni, usiedlibyśmy na jakiejś wyspie bezludnej i pośmiali się z pomysłów, co można na taką wyspę wziąć. Tyle rzeczy chciałabym go zapytać. Tyle słów narysować. Tyle garnków ulepić.

Może poprostu jestem zmęczona. Mam wrażenie, że jestem tak strasznie zmęczona od wielu miesięcy i nie bardzo rozumiem, dlaczego. Łóżko w drodze. Kanapa na wylotce (może). Dieta na horyzoncie i od razu trochę lepiej się czuję. I odzyskana U.
A jednak jestem wciąż tak bardzo bardzo zmęczona. I czasem, chciałabym to wsyzstko rzucić, schować się, i iść spać. I już nie wstawać najlepiej.

Tak. Ale milion pomysłów na sławę w głowie, milion rzeczy do podzielenia z Dr. S., trzy książki do napisania i blog do stworzenia. Dr. S. nawet nie wie, co ze mną zrobiła.


A tymczasem, teraz, jedyne, czego pragnę, co uratowałoby mnie przed utonięciem, a co zupełnie nie jest możliwe, to:


mocny uścisk C.


Wednesday, January 11, 2012

Glina, łóżko i wiosna

Albo jesień, trudno to tak na pewno stwierdzić. Dziwność pogody onieśmiela mnie zupełnie. I brak klas. Prawie jakbym miała przerwę jakąś od życia.
Tęsknię. Ale moje skarby też tęsknią! To aż niesamowite, jak za mną przepadają. Jakie to śmieszne, jakie ironiczne. Nikt za mną w życiu nigyd nie przepadał, wszyscy mieli za dziwadełko, a teraz nie dają mi spokoju. Wyznają miłość, pisza smsy podczas picia wina (doprawdy nie mają nic lepszego do roboty), fejsbukują. A za tymi, co wyznają miłość, tęsknię najabardziej. Śnią mi się po nocach pięknie, ich wypracowania wieszam na lodówce, i tęsknię.

No ale w właśnie już w poniedziałek wszystko znów się zacznie od nowa, pójdzie w niepamięć moje spanie długie i niegotowanie z lenistwa a nie z braku czasu, odejdzie w zapomnienie pisanie o tęsknocie, choć za tymi, co już poszli gdzie indziej tęsknić będę i tak. I tylko nie wiem jak ja się rozpięciolę, a może nawet rozsześciolę, jeśli szefowej taki niemądry pomysł przyjdzie do głowy...

A już w niedzielę znów glina. Czy kiedykolwiek wcześniej tak nie mogłam się jej doczekać? B. jest tak wspaniały, że chyba w następną niedzielę wezmę sobie cos do przekąszenia i zostanę na dłużej, a co. I ulepię gruszki na wierzbie.

I dziś, wreszcie, podjęłam decyzję. Krówka wprowadza się do mnie w przyszłym tygodniu. Jest duża, ale piękna. I ma już pierwsze ubranko, które czeka na nią. Śliniaczek w zasadzie. I nowe ubranka też muszę zaplanować i zakupić Krówci, bo jej się należy.

P.S. Coraz mniej denerwują mnie bahorki. Strange.