Sunday, February 2, 2014

I'm not sad, I'm not sad, it's just a tender moment...

Nie jestem smutna, nie jestem smutna, to tylko słabsza chwila...

Tak, taki dziś dzień z tych słabszych dziś. Nie jestem pewna, czy to uświadomienie sobie czegoś, czy raczej chwila, w której znów te trochę miększe, negatywniejsze myśli mnie opanowują i zjadają. Nie wiem. Ale czy to ważne.

Spokój. Słońce. Ciepło. Cisza. Ogólnie piękny dzień. Pracowity przy okazji, bo i serbski zaliczony (choć dosyć boleśnie) i trochę pracy. Może uda się jeszcze być dziś kreatywnym, choć w tym stanie ciała i ducha czasem lepiej kreatywność zostawić.

A dlaczego serbski boleśnie. Nie wiem. Nie wiem, czy ciągle jestem zakręcona w zawirowaniu początku semestru (choć to już przecież prawie miesiąc), czy przez inne durne wydarzenia i trucizny serdeczne, czy co. Może też być tak, że za mało, tak, za mało mam tego serbskiego i trudno jest mi się na nim skupić. Czasem lepiej jest zaatakowac mocniej i intensywniej, żeby osiągnąć prawdziwy efekt. I niby chciałabym się nim więcej zająć, a z drugiej strony gdzieś brakuje mi motywacji. Dlaczego? Przecież to mój drugi ulubiony język na świecie.

I do głowy wpada mi nagle myśl głupia: a może próbuję robić za dużo? Z pracą, z kreatywnością, pisaniem książek, lataniem, serbskim, rosyjskim, francuskim i w głowie portugalskim - może wzięłam na siebie zbyt wiele zadań, próbuję złapać zbyt wiele srok za ogon na raz? I wszystko wylatuje mi z rąk, ni emogę opanować w rezultacie niczego, choć może nie opanować, bo jednak myślę opanowuję, a bardziej nie mogę odnaleźć tej motywacji, radości z robienia tego wszystkiego.

Czy to wszystko nie ma żadnego tak naprawdę znaczenia, a wszystko czuję tak bezndziejnie tylko i wyłącznie ze względu na stan mojej duszy? Czy to w ogóle jest możliwe?

Jeśli tak, to jestem - i powiem to bez ogródek i odrazu przepraszam za wyrażnie - w dupie. Bo ze stanu mojego ducha wyjścia nie znam, nie czuję nie widzę. I jeśli świat się nagle nie odmieni, cud się nie zdarzy, to będę tak trwać przez rok, dwa, trzy, aż któregoś dnia umrę poprostu tak jak mitologiczne bohaterki, ot tak same z siebie.

Ah...

I'm not sad, I'm not sad, it's just a tender moment...


No comments:

Post a Comment