Wednesday, February 29, 2012

Chciałem ci kiedyś o wieczorze,
kiedy na niebie księżyc lśnił
rzec, że me serce
boże boże!
bez ciebie istnieć, żyć nie może.
Nie miałem sił...

Podasz mi kiedyś w pożegnaniu
najpłomienniejszą z twoich róż -
rzecz o tajemnym twym kochaniu,
gdy mówić będzie mi w rozstaniu:
za późno już...

/Staff/

Thursday, February 23, 2012

A jeżeli nic, a jeżeli nie?

Trułem ja się myślą złudną,
tobą jasną, tobą cudną
i zatruty snię.
Bo jeżeli nie -
no to.. trudno.

A jeżeli coś, a jeżeli tak?
Rozgołębią mi się zorze,
ogniem cały świat zagorze
i zielony mak.
Bo jeżeli tak, no to...
Boże!

/Tuwim/

A tak w sumie sama nie wiem, dlaczego i skąd to to wierszydło... Tak się jakos przypałętało i sama nie wiem, po co i dlaczego. No ale, jak to mawiała kiedyś moja siostra, "dzień bez Leśmiana to dzień stracony" - zamienię chwilowo Leśmiana na Tuwima:)

Na polu śnieg. Z deszczem. A może deszcz, nie jestem pewna. Dzwoni o rynny, stuka szpilkami i zabłyszcza parking. A ja znów

marzę o domu.

To pewnie zupełnie nierealne i niemożliwe. Taki dom na kółkach. Ale nie mogę przestać o nim myśleć. I dopóki któs nie wyperswaduje mi pięknie, że takie rzeczy nie są możliwe dla takich błędziarzy jak ja, to będę marzyć bez końca.

Tak, jak o niektórych innych jeszcze zjawiskach.

Jestem taka zmęczona, powinnam poprostu położyć się wcześnie spać i zamknąć dzisiejszy stres. Zastanawiam się, jak to jest, że przy niektórych ludziach tak łatwo się o sobie opowiada, a przy niektórych tak dziwnie, odrazu reakcja jest nie ta. Czy to jakaś pozytywna chemia, czy podobne życia, czy o co chodzi. Czy to poprostu to, że to ten gruszek na wierzbie, ten uśmiech na choince, te oczy zaczarowane.

Ja nie chcę wiele,
Ciebie i zieleń
i żeby wiatr kołysał gałęzie drzew
i żebym wiersze pisał o tym, że
każdy nerw
każda chwila samotna
każdy ból, jakże częsty jak częsty
zwiastuje otchłań
mówi: nieszczęsny.

Ja nie chcę wiele,
ale nie mniej niż wszystko.
Ciebie i zieleń
i żeby listkom
akacji było wietrznie
i żeby sercu
bezpiecznie
żeby kot sie bawił firanką
jak umie
żeby siedzieć na arlingtońskim ganku
i nic nie rozumieć.

Pętacki wiersz,
sam wiesz, że łżesz
ale dlaczego tak boli, tak boli
chyba już nic nie napiszę
w dręczącą i głuchą ciszę
wchodzę powoli...

Ja nie chcę wiele:
Ciebie i zieleń...

/Broniewski/

Monday, February 20, 2012

Czekanie

Kiedyś pisałam o tym wiersze. Bardzo kiepskie zresztą. Teraz tylko myślę przesuwam kontenpluję. Pluję. Zastanawiam się, jak to jest rzeczywiście

z tym czekaniem na "życie właściwe".

Ostatni odcinek "Private Practice" zaniepokoił moje stare dobre czekanie. No bo co, jeśli rzeczywiście tak jest? Jeśli rzeczywiście faktycznie na serio nie ma niczego już tam gdzieś za horyzontem, jeśli wszystko czym jest życie mamy tu i teraz i naprawdę, ale to naprawdę nie ma sensu czkeać na coś lepszego? Zawsze wydawało mi się, że jestem gdzieś nie na miejscu, albo przynajmniej nie do końca. Że niedługo, gdy tylko zrobię jeszcze to i tamto i trochę tamtamtego, to wreszcie będzie tak, jak miało być. To wreszcie to i tamto się uspokoi, to wreszcie ukoję mój głód, to wreszcie...

No właśnie co wreszcie. Może to właśnie dlatego jesteśmy tak skonstruowani, by nigdy nie być zadowolonym, usatysfakcjonowanym do końca, by nigdy nie przestać iść do przodu. Czy ta świadomość, że "jest gdzieś życie piękniejsze od wierszy" nie jest naszą jedyną motywacją, by wspinać się pod tę pochrzanioną górę?

Ale co, jeśli nie ma żadnego czubka. Jeśli czubek polega tylko na tym, że go szukamy, by w ogóle się wspinać. Jeśli ten czubek, do którego dążymy, którego pragniemy, na którego czekamy, występuje tylko i wyłącznie w wersji naszego wyobrażenia wprost proporcjonalnego do tego teraz i tu?

Jeśli tak jest, to jak się nagle odnaleźć w tym zagubieniu. Jak zadowolić tym, co jest, jednocześnie wspinając się na tę druną skałę.

Da się w ogóle?