Sunday, December 22, 2013

Zaczarowana dorożka, zaczarowany koń

Czy blogi można pisać tak ot sobie gdy najdzie nas chwila ochoty? Hm, chyba nie. Blog to powinien być taki żurnal, codzienny, gdzie zapisuje się wydarzenia codzienności, tej niezwykłej najlepiej. Że wstałam dziś o tej i o tej i zrobiłam śniadanie, a pan X zadzwonił i powiedział, że yyy i zzz. I dzień zakończył się tym i tym i zrobiło to na mnie takie a takie wrażenie. No nie?

A może nie.

Więc oficjalnie jestem matką chrzestną. Tak. Moje marzenie z dzieciństwa. Kolejny dowód na to, że marzenia się spełniają. Nie wiem, jaką pociechę będzie miał ze mnie mój biedny chrześniak, bo ze mnie dość koślawa chrzestna, no ale chce czy nie chce jest na mnie zdany.

Nie mogę uwierzyć, że został nie cały tydzień do powrotu. Jakoś tak zawsze szybko mija ten czas - na początku nie mogę się zaklimatyzować, a potem bum i nie ma. Trzeba się pakować, załatwiać odbiór, szykować się na porządkowanie zakurzonych czterech ścian. Smutno będzie ze świadomością, że skrzydlaty wraca dopiero siódmego. Dziwnie mi bez choćby smsowania. Tęskno. Za długo tego wszystkiego, poprostu za długo. No ale może też przeleci jak samolotem.

A jakaś wesoła myśl? Czasem czas stoi w miejscu. Nie wiem, czy to wesołe czy nie, ale tak na przykład mój stukający zegarek od tygodnia pokazuje za piętnaście drugą. I co jest w tym wyjątkowego? To, że cały czas uparcie stuka, zupełnie jakby chodził i nie było żadnego zakłucenia w jego rytmie.

Czasem słyszymy bicie serca i wydaje nam się, że coś jest pełne życia. Gdy tymczasem

już dawno umarło.

No comments:

Post a Comment