Monday, December 9, 2013

Mięsień skrzydłowy

mi się zepsuł. Od nielatania? Aż dziwne, że rozchorował się właśnie w chwili, gdy serce usycha mi z tęsknoty za lataniem, gdzie skrzydło moje potargane i wciśnięte do szafy na samo dno. Gdzie dusza umarła kolejny raz i pewnie kolejny raz zmartwychwstanie, jeszcze słabsza. Tak, słabsza. Może co nas nie zabija to wzmacnia, ale co zabija, osłabia bezpowrotnie.

Świat zasypany.

Nie mogę usiedzieć już na fotelu z tego bólu mięśnia skrzydłowego. Co ze mną będzie. Co ze mną będzie.

Dobrze, że uciekam znów. Będę się może trochę męczyć, bo trzeba być socjalną muchą mimo, że chce się zaszyć w dziuplę i przestać istnieć, ale może i dobrze mi to zrobi. Muszę się wziąć za naukę, nie tylko niemieckiego. Tak wiele projektów do podjęcia, tak wiele do kontynuowania.

I tylko ten mięsień głupi

tak boli.

No comments:

Post a Comment