Sunday, December 29, 2013

Zabawa w kotka i myszkę

Z decyzjami zawsze jest tak, że nie wiadomo co wybrać, choć dobrze wiemy czego chcemy. Tak. Złota myśl Iwony.

Domęczyłam dziś do czwartej rano. Nie było łatwo bo w zasadzie byłam zupełnie wyspana i wypoczęta już o północy czyli o siódmej rano mojego organizmu i duszy. Ale udało się dospać w REMie do powiedzmy że rana. I co? No i już tyle zrobiłam i jakoś tak wolno mija ten dzień, że już mi się nudzi. Oto jeszcze nie ma południa, nie jestem głodna, a mam ochotę zjeść kolację i pomyśleć o spaniu. Paranojen giganten. Tak wiem, powinnam się zabrać za pracę, ale przecież jest niedziela. Co to sie robiło w Stanach, gdy nie mozna było latać, z wolnym czasem? Ah, marzyło się o lataniu...

Na obiad zjadłabym najchętniej żeberka. Ale ktoś mi je już zjadł albo wyparowały z lodówki, wredne. Trzeba więc będzie wymyśleć coś innego równie wykwintnego. Ale czy to wypada tak już brać się za gotowanie? Z rozpaczy nawet wysprzątałam szuflady z listami, które błagały o porządek odkąd... się wprowadziłam.

Po głowie chodzi jeden dylemat. Zrobić to czy nie zrobić. Zazwyczaj żaluje się, że się czegoś nie zrobiło bardziej niż że się zrobiło. Ale z drugiej strony może powinnam się wstrzymać do jutra. I dobrze wiem, czego chcem, ale nie wiem, czy powinnam.

Taka piękna cisza dziś tu. A może to przez naprawione okno. Pomyśleć, że ludzie tu dopiero wstają, leniwe misie po wczorajszych imprezach.

Wszystko jest tak względne. Wszystko jest tak piękne. Wystarczy tylko usiąść na brzegu jeziora, na gałęzi, i zachłysnąć się Vortexem.

Ale bym zjadła mandarynkę.


No comments:

Post a Comment