Tuesday, November 12, 2013

Zaczarowana dorożka, zaczarowany koń

Nie wiem, może to moja dieta. Może zbliżająca się zima. A może zbyt wiele od siebie wymagam? Czy to jest normalne przychodzić z pracy o siódmej wieczorem i mieć ochotę tylko rozłożyć się na fotelu, wypić gorącą herbatę albo nawet zanużyć się odrazu w kołderkę? Czy to normalne, że nie ma się już ani siły ani ochoty na pracę? Załatwianie spraw, pisanie emaili, wypełnianie aplikacji? Słyszałam, że ludzie po pracy jedza coś dobrego, oglądają telewizje i się relaksują. Ala ja mam zawsze jakieś wyrzuty sumienia. Hm.

Niedoczekanie pałęta mi się po kieszeniach, głupie niedoczekanie. Ale trzeba mi doczekać jeszcze chwilę, do jutra. Byle do jutra. To jutro miało być przedwczoraj i wczoraj no i dziś robi się jutrem nagle i ... ach, w zasadzie oczekiwanie, i tak to już jest. A tu przydałoby się wyplenić z głowy niedoczekanie, wybić sobie z myśli, uspokoić się i żyć swoim życiem. Uspokoić się.

Więc wczoraj pierwszy śnieg. Mokry i dziwny trochę, ale śnieg. A dziś rano pierwszy mróz. Wielkie szczęście jakieś, że mój samochód zupełnie nie nabrał lodu. First winter in Chicago...

Wciąż nie mogę się nadziwić i nazachwycać downtown. Wciąż jazda do pracy zupełnie mnie powala pięknem Chicago. Niech mówią wszyscy, co chcą. Ja wiem jedno: kocham to miasto.

Gadam od rzeczy, bo gadać muszę, a nie mogę o tym, o czym chcę.


Tak naprawdę,
wszystko jest zaczarowane. Głowa w chmury, serce w skrzydło, myśli w niebo. Dorożka w samolot, koń w lot...


Zaczarowany samolot, zaczarowany lot.


No comments:

Post a Comment