Sunday, November 10, 2013

Być tam

Tom już stoi w hangarze i opowiada historie o swoich szalonych lotach. Uśmiecha się zawadiacko pilocko, właśnie dokładnie tak jak robią to piloci, którzy wiedzą, że zrobili coś niesamowitego, coś, co inni nazywają cudami. Milczący niesmiały pan z najbardziej niebieskimi oczami, jakie kiedykolwiek widziałam, pan, który przypomina mi, że tak, że nawet piloci, jak trudno w to uwierzyć, moga być nieśmiali. A może poprostu jak Bach nie lubią tłumów, nie wiedzą jak się zachować, co powiedzieć, zwłaszcza w obecności jakiejś nawiedzonej dziewczyny, który wymyśliła sobie, że będzie latać i nikt tak na prawdę w nią nie wierzy do końca, i wszystkim tak naprawdę zdaje się wciąż fatamorganą. Więc pan z niebieskimi oczami, którego imienia nigdy chyba nie usłyszałam i być może nigdy nie usłyszę, stoi obok Toma i słucha uśmiechając się pilocko. On też wie.
K przyjeżdża swoim czerwonym żuczkiem garbiastym i dołącza się do dyskusji, nawet się nie witając, po prostu staje obok i zachowuje się, jak gdyby stał tam od kilku godzin. Dla pilotów i ich historii tak już to działa - nie ma początku, nie ma końca, ich przestrzeń jest zawsze w chmurach i na ziemi też latają. Dlatego piloci nie znają zbyt dobrze ziemskich obyczajów i zawsze wydają się być gdzie indziej niż są.
Wiatr nie jest dziś silny, słońce nakręca z całych sił i Huntley tak pięknie pachnie samolotami i świeżo ściętą trawą. Brian ma przylecieć niedługo, mówi Tom, K odpowiada, o tak, wiem wiem, o, chyba leci! Głowy wszystkich unoszą się w powietrze na nieśmiały dźwięk silnika. Brian w swoim biało-niebieskim Piperze pojawia się na horyzoncie i przymierza do lądowania. To zawsze pewne wyzwanie lądować na Huntley, choć wcale nie jest to skomplikowane lotnisko.
Brian wysiada z samolotu i włącza się w rozmowę, jakby był jej częścią conajmniej od godziny. Najnowsze wiadomości, ostatnie wypadki, historie z dawnych lat.
K spogląda na Babcię i przypomina sobie, że tak ją właśnie nazwałam. Zamyśla się na chwilę, po czym opowiada o swojej szalonej fatamorganie-uczennicy, która kompletnie nie bała się latać akrobatycznie i przez cały czas się śmiała. Nowy temat wskakuje na plan główny i historie znów wymieniają się jedna za drugą. K wpada do głowy krótka myśl, która znika szybciej niż się pojawia: szkoda, że jej tu nie ma, podobałoby się jej.

Tak, tak na pewno wygląda to dziś na Huntley. Tak toczą się niedzielne biesiady pilotów fascynatów. Tak biją im serca, w rytm wiatru, dzwięku śmigła, spojrzeniu w niebo. Stoją na ziemi, ale żaden z nich na ziemi nie jest. Uśmiechają się po pilocku i

wiedzą. Po prostu wiedzą.

Ja też wiem. Też się uśmiecham. Patrzę przez okno na niebo i słyszę w myślach szum wiatru i dźwięk śmigła. Nucę w głowie rozmowy i historie, czuję zapach trawy.

Niby mnie tam z nimi nie ma,

a tak bardzo jestem.


No comments:

Post a Comment