Saturday, March 22, 2014

Wróciłam

Pracowania jest dość duża i nie trzeba dużo sprzątać. Brakuje mi niektórych narzędzi i moich ulubionych kwiatkowych znaczków, ale może coś znajdę. Kształty nie wychodzą mi najgorsze, ale wzorownictwo zupełnie na bakier. Sami młodzi ludzie. Dziewczyny. Całkiem miło, całkiem inaczej. Ludzie zajmujący się dzieciakami z autyzmem i tymi innymi. Nawet chłopak. Nawet facet.

Tak, dziś po raz pierwszy od bardzo dawna znów upaprałam się w glinie. Zrobiłam trzy miski, wszystkie nawet wyszły. Narazie. Zobaczymy co z nich wyjdzie po trimowaniu. Nie ma wiatraka, brakuje mi możliwości robienia wzorków, bo glina zbyt mokra. Muszę coś zorganizować.

I jak się czuję? Sama nie wiem. Chce mi się spać. Boli mnie ciało, kości. Jestem dziwnie strasznie zmęczona, a przecież nie mogłam już spać o siódmej.

Tęsknię. Boję się. Że moje życie rozpadnie się w Afryce.

Unikam kontaktu z wrednymi ludźmi, konkretnie jednym. Nie wiem, jak długo jeszcze mi się to uda przeciągać zanim będę musiała stawić temu czoła. Muszę? Może nie muszę.

Dziś postanowiłam zrobić bigos. Ciężko idzie mi zbieranie się do niego, ale nie mam wyjścia. Czy dziś jest sobota? Teraz moje soboty będą wyglądać zupełnie inaczej. Z gliną na nosie. Uśmiechem w kieszeni. Czy zostało we mnie jeszcze cokolwiek kreatywności? Albo choć kreatyzmu.

Walczę, by nie napisać. W końcu nie mogę nie powinnam. Jeśli sam nie chce, to to nie ma sensu.

Chyba pójdę się przespać.

Może za tydzień, albo za dwa lub za trzy zima w końcu odejdzie. Wydaje mi się, że już nigdy nie odejdzie, ale może się mylę. A wtedy wszystko będzie inaczej. Prawda?

Jedna dziewczyna opowiadała dziś o tym, jak dwa lata temu przeprowadziła się tu z Michigan. Było jej bardzo ciężko przez pierwszy rok, powiedziała. Zapytałam: to mówisz, że będzie lepiej? Ale nie słyszała mnie zajęta opowiadaniem. Wszyscy tak jesteśmy zajęci sobą, że nie słyszymy niczego dookoła.
I brzmią mi w głowie te słowa, i odmiatam w sobie jakieś cząstki nadzieji. Wiem, że wszyscy mi to wytykają. Że miałam tu mieć życie, przyjaciół, nie wiadomo co. A nie mam nic. I czuję się jak przegrana przez to wytykanie. Nie mogę już słuchać kolejnego: no a miałaś tak i tak mieć i tak i tak żyć... Bullshit. Co za różnica czy umieram w Arlington Heights czy w Chicago. A jednak w Chicago milej. Choćby szum aut daje poczucie innego życia, mniejszej samotności.

Nic to, jak mówiła Justyna. Nic to. Jak mówił Kmicic. Poradzimy sobie. Teraz idę się przespać, ale potem wezmę się za życie i coś wymyślę.


Najważniejsze dziś,

że wróciłam.

No comments:

Post a Comment