Sunday, March 23, 2014

Niedziela z Krajewskim

Oto kończy się niedziela i nie rozumiem zupełnie, dlaczego przez cały dzień zupełnie nie chce mi się jeść. Znów przekręciłam lekcję z M. Zaczynam ją lubić. Staje się kimś specjalnym. Jakie to ciekawe, że poznajemy ludzi z tak różnych kręgów i stają się oni dla nas tak wartościowi. Być może mówi mi to, co chcę usłyszeć, może potrzebuję słyszeć te rzeczy. Bo przecież muszę się skoncentrować na tych dobrych myślach. W sumie podziwiam ją ogromnie. To jedna z tych niezwykłych kobiet, które potrafią tak wiele robić dla swojej rodziny, które mają ten zmysł, tę walkę, tę determinację w sobie. Czy ja potrafiłabym być taką matką? Przecież zawsze chciałam mieć czwórkę dzieci... Czy coś pomyliłam i moje planowane życie mnie ominęło?
Czy to możliwe, bym przeszła tak wiele, bym wyemigrowała na drugi koniec świata i to nic nie znaczyło? Nie wierzę!

Więc słucham Krajewskiego. Bo porusza mnie jak nikt inny. Bo jego głos jest tak przeszywający duszę. Bo mnie uspokaja. Bo daje mi pokój. I ciepło. I ukojenie.

Czy warto było kochać nas, może warto, lecz złą kartą przegrał czas... nie spoczniemy nim dojdziemy, nim zajdziemy w siódmy las...

Tak. No więc tak to wygląda.

Tymczasem, bigos zamrożony i czeka na dzień, dla którego powstał. A w następny weekend muszę chyba zrobić gołąbków.


Coraz trudniej po schodach, coraz puściej w kredensie, aż tu nagle pogoda, taka dobra pogoda, odpowiednia pogoda na szczęście...

 


No comments:

Post a Comment