Thursday, March 27, 2014

Hamulce, koty i samoloty

Wgramoliłam się do samolotu z wielkim bananem na twarzy. K spojrzał na mnie miło. Uśmiechał się cały czas. Nie mogłam znieść faktu, iż jego czapka była szwem do przodu czyli na czole. Chwyciłam więc za nią i przekręciłam należycie. Zmierzwione włosy odsłoniły tę uroczą twarz. Mieć w dłoniach taką kochaną głowę i ją puścić, no.

Wystartowaliśmy. Polecieliśmy. Wylądowaliśmy. Wystartowałam. Poleciałam, wylądowałam. I tak około dziewięciu razy albo coś.

Uwielbiam Huntley. Jet najbardziej romantycznym lotniskiem na świecie. I tak pięknym. Mimo błota i suchych traw, to najpiękniejsze lotnisko, jakie kiedykolwiek widziałam. I pachnie. Tak pięknie pachnie nawet podczas zimy czy co to teraz mamy.

Wygrzebaliśmy się z samolotu i poszliśmy na hamburgery. A potem wymieniać hamulce. Tak, pomagałam wymieniać hamulce w samolocie K. A potem znów latać. Tym razem większą maszyną i na tylnym siedzeniu. Jak dziwnie jest siedzieć na tylnym siedzeniu.

Koniec poniedziałku. Ale muzyka wciąż we mnie gra.

Tak naprawdę nigdzie tu po drodze nie było kotów, ale mi się pięknie rymowały w tytule. Stąd owe. Kotów zresztą nigdy za dużo. I wiewiórek.

A co teraz? Miło być znów fruwanie w obłokach a skończyło się na samotnym jedzeniu kotleta. Kuchnia zawalona i zero energii do sprzątania. Spać bym najchętniej poszła. Ale to przecież idiotyzm iść spać o siódmej wieczorem... Co się ze sobą robi, gdy nie ma się siły pisać czy sprawdzać zadań, uczyć się języków, pisać książki, ani oglądać głupich filmów? Gdy próbuje się sobie wmówić, że wcale nie czeka się na telefon tam jakiś a się dobrze wie, że się czeka. Gdy próbuje się sobie nie myśleć, że coś się straciło, a się i tak myśli, choć pewnie się nic nie straciło. Gdy poprostu najchętniej usiadłoby się obok kogoś, przytuliło do łapy czy brody i pojojczyło na brzydką pogodę.

Więc co się robi w takich chwilach?

Jedynym rozwiązaniem jest jednak wziąć się za pracę.

PS. Uwielbiam to testowanie i chcę więcej.


No comments:

Post a Comment