Słońce świeci chyba specjalnie dla mnie. I ptaki mruczą, kociak trochę marudzi, ale tuli się po chwili - łaszenie się jest zawsze skuteczniejsze, choć i to nie zadziała w tej chwili, aby wycyganić ode mnie więcej pasztetu. Ostatnie dni wakacji - napisałby Konwicki.
Siedzę sobie na słonecznej werandzie, słucham szumu wody w basenie, tak, woda w basenie też szumi, i myślę o tym, jak bardzo kocham
wieś.
Wsi amerykańskie są inne niż te polskie, ale mają tę samą rzecz, która zawsze uzależniała mnie od niej - ptaki, trawa i ten błogi cudny spokój, którego nie da się zastąpić absolutnie niczym innym.
Jestem u M. i doglądam tego cudnego domku, bo wyjechali sobie na małe ostatnie wczasy. I już wiem, że muszę, poprsotu muszę zorbić wszystko, by tu dotrzec i to jak najszybciej. Tu - to znaczy na wieś, do posiadania domku, do posiadania tego swojego własnego prywatnego małego raju z zieloną trawą i prywatnymi ptaszyskami. Sprawa zupełnie nieistotna, jak takie czary wyczaruję;)
no siostra :) powrót do korzeni...hahahaha nie powiem żebym się nie uśmiechnęła...
ReplyDelete