Monday, August 1, 2011

Raport z Monachium/ Muenchen/ yyy Munic (Post-post z 11 lipca 2011))

Z monachium jest tak jak z moim Gesundheit - inny język poprostu nie może zaskoczyć, zupełnie jakbym nie znała wersji “na zdrowie” czy Muenchen w innym języku. Stanąwszy w kolejce do zczekowania walizki w Chicago zostałam zapytana o my final destination I co? Yyyy - kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem I zmartwieniem - “nie wie gdzie leci??!” - pomyslała sobie pewnie. I na nic zdałoby sie tłumaczenie, że Muenchen to poprostu Muenchen, a najgorszym razie Monachium, ale nie jakieś Munic. Munic wydaje się tak olbrzymim ukróceniem tej jakże czarodziejskiej treści.

Mój czas w Muenchen więc dobiega powoli końca. Wydałam już prawie wszystkie pieniądze I z ciężkim sercem I tak zrezygnowałam z trzech książek I cudnego fartuszka w neibiesko białą bayerowską kratę. Buu. A teraz zażeram moje ulubione gumisie. Owocowe. Te, których moi studenci tak bardzo nie lubili. I piszę raport z Muenchen.

Ranek w tym czarownym mieście z niezwykle zabawnym akcentem rozpoczęłam cudnymi wienerkami czyli jak sama nazwa wskazuje typowo bayerowskimi parówkami. Jak ja uwilebiam niemieckie wyroby kiełbasiano-martadelowe!!
I ta kawa - Milchkaffee - co za kawa! Delikatna, jakkolwiek mocna, porywająca, aksamitna, mniaaaam. Oficjalnie stwierdzam, iż kocham niemiecką kawę. (I tu M. Mój niemiecki trener językowy rzekłby: “a czego Ty niemieckiego nie kochasz?” I znów przyznałabym mu rację.)

Ileż cudnych książek! Nawet najgłupsze poradniki mają zupełnie inny wymiar, zupełnie inny dźwięk. Otwieram jedną książkę po drugiej I słyszę już siebie czytającą je na balkonie, I widzę już zasłuchane wiewiórki...
I jak niebiegła jestem w amerykańskim humorze, tak uwielbiam humor niemiecki.

A teraz jestem na polakowie. Zanim jeszcze dotarłam do Polski, wylądowałam w samym centrum:
“a tu będzie ten samolocik!”
“nie dodzowniłem się do polski”
“zero zero jeden”
“wracamy do Bostonu”
Itd.

A może jednak faktycznie średnie te gumisie. Albo mi się smak zmienił. Hm.

Więc to polakowo to centrum lotniska Muenchenowskiego, gdzie są same polskie loty. Najśmieszniejszy jest fakt, iż ta cała “śmietana” została zrzucowana na dno lotniska, gdzie już nic innego nie ma. Gdzie diabeł mówi dobranoc? A może to bardziej na zasadzie: “chcecie sobie kraść to między sobą tam na dole”;) Taaa.

I wszędzie Lufti, a ja tęsknię za Niemcami...

Acha, spać mi się chce. W domu 6.43 A.M.

No comments:

Post a Comment