Monday, August 1, 2011

Berlin Weiter (post- post z jakiegoś 16ego także)

Zastanawiam się, czy Niemcom lepiej mówi się poprostu po niemiecku, czy to tkai psikus losowy dla mnie, bo ciągle powtarzałam, jak to wszyscy mówią do mnie po angielsku, gdy zacyznm dukać po niemiecku... Muszę przyznać ze zdziwieniem I podziwem, iż dziś, w Berlinie, nikt nagle nie chce mówić do mnie po angielsku, choć tak ewidentnie wszyscy wnioskują, że kiepsko z moim niemieckim... I przecież I tak na nic zdałyby sie tłumaczenia, że z moim niemieckim wcale nie jest tak źle, a tylko ten fakt, że oni wszyscy są Niemcami, I mówią do mnie tak piękną wirującą, unoszącą się nad ziemią niemczyzną, że to właśnie ten fakt, którego chyba nikt nigdy nie zrozumie, zapiera mi dech w piersiach, nie daje mi wydusić z siebie głosu, obezwładnia mnie zupełnie I kompletnie I cóż ot, jak bardzo mówić po niemiecku pragnę I jak dobrze wiem nawet co powiedzieć - odejmuje mi mowę I dukam jak ten duk dukalski, jeślikolwiek takiktokolwiek istnieje...

Aaaaaaa kocham Niemców!! Na litości wszelkie, idę do głupiej recepcji, a tam blond odmiany sobowtór Floriana z Doctor’s Diary... I jak tu się skupić na mówieniu po niemiecku jeszcze... A obok przy stoliku (a no bo właśnie siedzę sobie teraz w restauracji hotelowej a co! Miał być tu niby internet I dlatego tu przyszłam I rybka jakoś nie dociera no ale co począć...) no więc obok przy sotliku też siedzi jeden Niemiec jeden. No niby nie specjany. Ale czy jakikolwiek Niemiec może być niespecjalny....
No autentycznie paranoja. Gdzie nie spojrzę, wszędzie są. Oczywiście kelner też. A jakżeby. Eh.

Zawsze zastanwiałam się nad tym, czy samość przyciąga. I chyba trochę jednak tak. I Niemcy mówią do mnie!!! AAAAA!!!! Tak tak, mówią do mnie. Ot dziś to cały dzień spotkań. No ale od początku:

Więc pierwsze spotkanie było w zasadzie hiszpańskie. Nic z niego nie wyszło za bardzo I raczej nie wyjdzie, ale było miłe. Jakże zawsze marzyłam o takim przypadkowym spotkaniu jakiegoś nagrzanego podróżnika. Różnica oczywiście polega na tym, iż ze mnie podróżnik jak z koziej dupy trąbka trąbiąca, ale co tam. I tak fajnie jest spotkać podróżnika. A chłopak urodny, że hu hu I aż miło, że zagadał I się przysiadł:) Pierwszy raz spotkaliśmy się jako jedyni do odprawy, drugi raz jak po odprawie łaziłam po lotnisku, by zabić czas, trzeci raz już przysiadł się do mnie na gejcie, czwarty po wysiądnięciu z samolotu (już nie przyszedł się dosiąść, ale chyba już w tym momencie wiedzieliśmy oboje, że kiepsko w zasadzie to idzie) I tak dojechaliśmy razem do Alexander Platz I wymieniliśmy się telefonami zupełnie niepotrzebnie. Ale to nic, że niepotrzebnie. Zupełnie miło było I tak.

Drugie spotkanie odbyło sie przy wybieraniu jedzenia. Muszę cofnąć jakiekolwiek stwierdzenia, że Niemcy nie są mili. Są cudowni. Może dlatego, że wiedzą, że nie jestem stąd, ale I tak są cudowni. Ot więc spotkałam niezwykle miłego pana, który jako jedyny człowiek na świecie potrafił powiedzieć “scheisse” w nieopisanie czarujący sposób. Pan niezwykle miły I zaradny, radzący sobie doskonale z moim glutenowym problemem I bardzo kreatywny. Eh, aż oglądałam się za nim z pozycji stolikowej.

Trzecie spotkanie. Ot siedzę sobie spokojnie, zajadam moją świnkę w kapuście I zapisuję raport Berliński. I co? I pani obok zagaduję co piszę. Berlinka, ze Wschodu, może 60 lat, jak się rozkręca to kończy za około godziny. Mówi ciekawe rzeczy, ale jest zbyt naciskająca. Mówi trochę za dużo o tym, co mnie przeraża. Ale jednocześnie niezwykle wiele pozytywnego. Ot na przykład, że Niemcy wcale nie nie lubią Polaków. No z wyjątkiem tych, którzy szmuglują niemieckie auta do Polski. Ale poza tym Polacy to bardzo ok ludzie. !! I że Polki ładne. Doprawdy w tym punkcie to nie wiem, co ci obcokrajowcy widzą w tych Polkach I dlaczego w jakichś innych Polakach a nie we mnie haha.

Czwarte spotkanie. Ot tu w restauracji, w której siedzę właśnie. Podrywa mnie jakiś straszy gość. Nie rozumiem większości z tego co mówi, ale chyba mu to nie przeszkadza za bardzo. Nie wiem, czy nie rozumiem, bo wypiłam lapkę wina, czy nie rozumiem, bo mówi jakoś tak niezrozumiale, czy hm hm, nie znam trzeciego powodu. (Proszę, wszedł starszy trochę Niemiec z brzuszkiem, też całkiem całkiem, ojc, chyba mnie jakaś klątwa opętała I już nie widzę trzeźwo...). W ten straszy podrywający cóż, nawet też nie taki najgorszy, choć jednak gustuję raczej w typach blond Florianów, ostatecznie nawet brunetowych. I właśnie zjadłam jakąś trawę.

Pytanie: czy powinnam wypić drugą lapkę wina czy iść do pokoju?
Pytanie wzmacniające wiadomą odpowiedź: I darować sobie te wszystkie zjawiska kolejnych wchodzących Niemców?

Odpowiedź: powinnam zapłacić I iść do pokoju bo trzeba mi zaplanować zwiedzanie na jutro a z tym podejściem to nie wstanę. Zresztą już chyba jest porządnie późno, ale oczywiście nie wiem jak późno, bo nie wzięłam komórki.

Piszę już bez sensu? Kronika na żywo to kronika na żywo...

No comments:

Post a Comment