Sunday, October 13, 2013

Taniec w deszczu

Czy z wielkiego szczęścia można zrobić żałosną farsę w kilka chwil? Można. Czy zależy to od nas? Podobno. To bowiem tylko my sami decydujemy, czy coś na nas wpłynie tak, czy inaczej. Czy pozwolimy sobie, by czyjeś słowa nas zraniły, czy nie. Ludzie sami decydują, czy chcą być szczęśliwi, czy nieszczęśliwi. Sami, tylko oni. Nikt inny. I tylko nie wiem, nie mogę wciąż tego zgłębić, jak, w jaki niebieski sposób można sprawić, by czyjeś słowa nie miały na nas wpływu. By nie raniły. Jak sobie nie dać zepsuć nastroju czyimś jednym głupim, może nawet niewiele znaczącym zdaniem. Nie wiem.

Kolejny Niemiec na koncie. Uwielbiam poznawać Niemców. I to taki fajny. Rozmowy o świecie bez końca, na zupełnie innym poziomie. Znów czułam, że mam coś do powiedzenia. Jakże dawno tego nie miałam. Byłam bystra i inteligentna, ah, same superlatywy.

Długo zastanawiałam się potem, dlaczego nie umiem tak rozmwiać z K. Dlaczego z K. serce wali mi jak młot, słowa się plączą, nie mogę skleić jednego prostego zdania, a gdy już skleję to wydaje mi się ono zupełnie idiotyczne. Jak to jest, że gdy zależy nam na czyjejś opinii, gdy boimy się, że każde nasze zdanie może zabrzmieć idiotycznie i ten ktoś pomyśli sobie o nas źle - nie możemy wtedy zupełnie być sobą. Nie umiemy powiedzieć nic mądrego, nic ciekawego, jakiś śmieszny dowcip zdarza nam się raz na tysiąc lat.
Gdzieś przez głowę przeszła mi myśl, że K. mówi tak bez sensu, że jest taki zakręcony, roztrzepany, że jego opowieści tak często nie mają składu i ładu. Ale inni chyba go rozumieją, tak mi się wydaje. Czy to tylko ja nie mogę się skupić na tym co mówi, bo nie mogę przestać myśleć o tym, jak mówi?

Czy to się kiedykolwiek zmieni. Czy kiedykolwiek będziemy umieć rozmawiać normalnie. Czy ja umiem rozmawiać normalnie z ludźmi, na których bardzo mi zależy.

Wróciłam do Sex and the City. Potrzebowałam inspiracji, poklepania po plecach, jakiejś kobiecej ręki, która przypomniałaby mi, że dobrze jest żyć samemu. Że życie na prawdę zależy od nas samych. I nawet jeśli zainwestujemy nasze uczucia w niewłaściwych ludzi, nie musimy koncentrować na tym naszego życia, bo przecież mamy tak wiele więcej niż to. I nie, nie zgadzam się na wiązanie się z byle kimś tylko po to, by nie być samemu. Po prostu się nie zgadzam. Zastanawiam się nad tym, jak niektórzy tylko zmieniają związki, nie dając sobie ani na chwilę szansy na poznanie siebie. Czy są szczęśliwi? Nie są. Są ogłuszeni, pijani, w ten sposób zapominają, czego tak na prawdę pragną. Czy ja tego chcę? Nie. Bo jak czasem nie mam nic przeciwko temu, by się ogłuszyć i zapomnieć, tak na dłuższą metę wiem, że znacznie gorsza jest samotność z kimś, niż samotność w samości.

Więc o co chodzi właściwie z tym tańcem w deszczu?

Chodzi o to, że ciągle podejmujemy decyzje. Że trzeba się za siebie wziąć i zdecydować, dokąd idziemy. Czy w tę czy wewte. Ale czasem te decyzje są niemożliwe. Bo z jednej strony czujemy, że powinniśmy rzucić wszystko i odejść, a z drugiej... porzucenie tego, co przecież jednak kochamy, wydaje nam się końcem świata. I tak godzimy się na masochizm psychiczny.Wybieramy ból, bo nie umiemy zrezygnować z nadzieji, że kiedyś ból zmieni się w radość. Ale czy się zmieni? Idziemy krok do przodu, cofamy się krok w tył.

I co?
Niszczy nas to strasznie, wysysa życie, wpędza w depresje.

I mimo to, nie potrafimy przerwać tego jakże nam drogiego

tańca w deszczu.


No comments:

Post a Comment