Monday, October 7, 2013

Schody

Poniedziałek. Prawie wolny dzień, trochę testosteronu lekcyjnego i odwiedziny dawno nie widzianej Dirci. Zapomniałam zupełnie przygotować się do jutrzejszych zajęć, a teraz w krwi już za dużo wina. Oh jakąż miałam ochotę na chianti.

Życzenia naprawde się spełniają. NAPRAWDĘ!! Wciąż nie mogę w to uwierzyć, wciąż tego pojąć, ale tak jest, tak naprawdę jest. Ot myślę chianti - i mam.

Piękny wieczór. Lekka bryza, chłodek taki w sam raz, moje drzewa za oknami, szum samochodów i nocy. Czasem nie mogę wyjść z podziwu, jaki świat jest piękny.

Czasem trzeba zrobić coś więcej. Jak to mówi K. - być proaktywnym. Czasem trzeba wyciągnąć rękę nawet jeśli wydaje nam się, że nikt nie chce jej wyciągniętej. Ale przecież tak wiele rzeczy nam się wydaje, a wcale takie nie są.

I co? I sufit. Huśtawka. Z rozłożonymi ramionami do samego nieba. Powietrze, chmury, podniebność.

I schody. Czy to możliwe, że to były moje schodki? Ten stół, to patrzenie w dal. To milczenie tak piękne, że zaczarowane. Czy to możliwe?


Trzciny na stawie...


No comments:

Post a Comment