Monday, October 21, 2013

Daleko do K

Jesień idzie przez miasto. Pięknie idzie, powietrze rześkie i chrupiące, aż miło. Poszłam dziś na spacer z powodu niepracy. To aż smutne, że wcale nie ucieszyłam się z powodu nie pracy. Bardzo chciałam pojechać na mój koniec świata i zachłysnąć się w dwóch marnych krótkich godzinach z moimi kochanymi dzieciakami.
Nie udało się. Akumlator przypomniał mi myśl z czwartku: "ej zapomnę wyłączyć tego światełka".

Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że mam przyjaciół. I to w miejscu, gdzie nie do końca bym się spodziewała. Więc wnoszę poprawkę do mojej księgi doceniania rzeczywistości: Mam przyjaciół. Mam ludzi, na których na prawdę mogę liczyć. I jestem bardzo wdzięczna za tychże. I doceniam.

Więc spacer do banku po jesiennym Chicago. Doprawdy zupełnie nie znam tego miasta. Wędrowałam tak po jego ścieżkach i zastanawiałam się, jak to możliwe, że mieszkam tu już piąty miesiąc, a czuję się, jakbym wprowadziła się dwa tygodnie temu.

Dlaczego moje zmiany są dla mnie tak trudne? Tak gwałtowne, gwąłcące, tak nieśmiałe, i trochę wręcz bolesne? Dlaczego tak ciężko przychodzi mi się zaaklimatyzować, odkrywać nowe rejony. Czy to przez samotność? Chowam się w domku ciepłym i przytulnym i unikam świata. A przecież miałam być taka odważna i wyjściowa, miałam podbijać świat samodzielnością i udowodnić wszystkim, że wcale nie trzeba mieć ludzi, by wychodzić i żyć.
I czemu jestem w tym taka niedorypana.

Na domiar złego znalazłam sobie nowe hobby - ot, siedzenie w książkach. Pozazdrościłam temu jednemu, co ciągle się uczy, co to nie ma czasu na życie, bo ma naukę. I sama się w to wpakowałam i to moje nowe hobby. A ten tamten, któremu chciałam zaimponować, z którym w ten sposób jakoś po części przynajmniej chciałam w ten sposób dzielić życie, nawet o tym nie wie.


Włos znaleziony przypadkiem, wróżę z niego jak w podstawówce licząc na ulubioną literę. H. Niby blisko, ale wciąż


tak daleko.

No comments:

Post a Comment