Wednesday, June 19, 2013

Skrzydła

urosły mi i teraz tylko sie kurzą. Nie mam ich gdzie zmieścić i tak chodzę po ziemi i wlokę za sobą. Ludzie się dziwią, co ja tak ze skrzydłami na ziemi. Porypana jakaś. Tak, porypana. Odkurzałam je trochę dziś, czytam podręcznik do pielęgnacji skrzydeł, ale bez lotu to jak tygrys w zoo. I tak się męczę i nie wiem, jak i gdzie podziać. Jak już urosną raz to nie ma ratunku.

Bach zamówiony. Pięć książek. Nie mogłam wybrać. Zaczęłam przeglądać po koleji, wszystkie 16 pozycji, które keidykolwiek napisał. Pomyślałam - ee, napewno mi się nic nie spodoba, albo jedna czy dwie. Każdą kolejną wrzucałam do koszyka bez opamiętania. W pewnej chwili zapytałam siebie, co ty robisz szalona, przecież wychamuj, kiedy ty to przeczytasz. Przeczytam, odpowiedziałam na durne argumenty. Przy szóstej zamknęłam pospiesznie stronę z cała szestnastką. Nie zgubię, nie znikną, wciąż tam będą, zamówię jak skończę te pięć. Zamknęłam stronę, by nie bolało, bo nie umiałabym nie wrzucić ich już do koszyka.

I tak czekam. Teraz. Znów. Pierwsza ma być ta, która była moim numerem jeden. O hipnotyzowaniu Marii. Świetnie się zgrała w chwili, gdy zainteresowałam się przy okazji hipnozą. Ha.

Wszystkiemu winien jest T. Bez dwóch zdań. To on sobie wymyślił, że mnie wypcha i popcha i że kupię sobie skrzydła. Że powinnam, bo fajne są. Wiedziałam, że będę lubić oglądać, ale nie wiedziałam, że... latać. I potem K. zaczarował mnie w ptaka. Obaj w sumie jakoś. I gdzieś małe skrzydełka zaczęły mi rosnąć powoli. Ale bardzo nieśmiało, takie kurze trochę. Aż Bach, Bach posypał mi je pyłem księżycowym. I nagle urosły takie wielkie. T. przeczesał pióra i powiedział: idź, leć! I teraz tak chodzę z tymi wielgachami piórzastymi jak u pterodaktyla i tak bardzo chcę wyskoczyć z gniazda.

Tak.
I piasek, i wiatr, i gwiazdy. Jak u Exuperego.


Już niedługo, już za chwilę. Przecież to wiem. Przecież to wiem.


No comments:

Post a Comment