Tuesday, April 16, 2013

Śpiewajki

Zauważyłam, czy raczej usłyszałam to kilka dni temu. Kiedy zapada zmrok słychać trzepotanie, zgrzytanie, pogrzygiwanie, plumkanie i takie tam. Gdy siedzi się wciąż w mieszkaniu, a na polu ciemność, po tak długiej zimie wydaje się, wciąż, że zima panuje. Że tam za balkonem, wciąż ponuro i cicho. Ale nie. Nie zima. Bo ptaki. Ptaki jakieś szalone skrzebotają i drydumają. Śpiewają i tak jakoś fajnie ich słychać, tak trochę dziwnie, tak jak je zazwyczaj na wiosnę słychać o świcie, ale te śpiewają wieczorami! Jakie to dziwne, czy może nigdy wcześniej tego nie zauważyłam? Nie dosłyszałam? Ale jeśli tak to jak to się stało. Nie wiem.

Więc te wieczory jak świty rozbrajają mnie dziś zupełnie. Podobnie jak masa kwiatuszków lepiących na mojej masce samochodu dziś - jak gdybym jechała do ślubu! Spojrzałam w górę i drzewo zagubione, zasłonione choinkami całe kwitnące! Jak znikąd.

I niech mi ktoś powie, że wiosna nie jest piękna.

A dziś prezent. Niespodzianka nie z tej ziemi: dostałam wielką niebieską świeczkę. Od moich dzieciaków, dwóch zakręconych studentów, którzy chyba się z soba zaprzyjaźniają. Z dwóch różnych klas. I tak śmiesznie. Oni naprawdę mnie lubią!! Aż mi łzy stają w oczach, o. Takie świeczki mam właśnie...
Co ja bym bez nich zrobiła. Są moją największą miłością, moim największym skarbem tu, moimi dziećmi... I jeśli tylko mój nowy raj się spełni, muszę zrobić jakąć imprezę dla tych moich glizdek.

A co z moim rajem? Wszystko jest dobrze. Wszystko będzie dobrze i już niedługo będę meblować naprawdę, a nie tylko w głowie. I pić wino przy oknie z jeziora.


No comments:

Post a Comment