Saturday, September 22, 2012

Wiatr

CD

Micomicona otworzyła drzwi do domu. Rzuciła na ziemię płaszcz, zdjęła buty, usiadła na kanapie wzdychając. Ale wcale nie poczuła ulgi. Wręcz odwrotnie - czuła się dziwnie zagubiona. I sama siebie nie rozumiała, przecież tak bardzo lubiła swoją dziuplę, gdzie odwiedzały ją wiewiórki, gdzie zawsze czuła się tak dobrze, u SIEBIE.
Dlaczego dziś nie czuła się u siebie? Dlaczego od wileu dni, może nawet już tygodni nie potrafiła się czuć dobrze w swoim domu. Wszystko ją denerwowało, wszystko wydawało się jakieś nie takie, jakie powinno było być. Chciała być gdzie indziej. Chciała być... nie sama. Zupełnie nagle zdała sobie sprawę, że już zupełnie jej nie bawi bycie samej. Ba, że nie może znieść bycia samą. Stary schemat obojętności oplótł się dookoła niej.

Jesteśmy tak strasznie stadnymi zwierzętami, że można zwariować. jakby człowiek sobie nie wmawiał, że najlepiej mu samemu, ciągle chce nie być sam. Jakiej by dziupli sobie nie stworzył, ciągle chce ją z kimś dzielić, bo inaczej ona zupełnie nie ma dla niego sensu.

"Nie mogę tak myśleć" - powiedziała Micomicona sama do siebie. Nastawiła wodę na herbatę, otworzyła lodówkę by upewnić się, że nie ma na nic ochoty, usiadła przy stole i kartce papieru. Tak, stało się dla niej jasne, że w jej przypadku, dotarcie do jakiejś tej fazy, gdy człowiek czuje się dobrze sam ze sobą i nie potrzebuje nikogo u swego boku, się nie stanie. Że być może są tacy ludzie, którzy tak potrafią, i to rzeczywiście jest fajne i im pomaga, ale jej brakuje jakiegoś istotnego chromosomu, ktoś pominął w niej ten mały szczegół i nic jej już nie naprawi.

Tak. I na zawsze już będzie w tym zepsuciu szukać Don Kichota.

No comments:

Post a Comment