Wednesday, September 19, 2012

Kolejny dzień poszukiwań Don Kichota

Micomicona usiadła pod starym drzewem na trawie. Ziemia była już chłodna. Jesień zjawiła się w ciągu jednej nocy, bez ostrzeżenia, i zapanowała na dobre, a przynajmniej stwarzała takie wrażenie. "Zawsze myślimy, że coś już jest na dobre w chwili rozpoczęcia" pomyślała Micomicona, "a potem wszystko znów sie odwraca." Przypomniała sobie te wszystkie wydarzenia ostatnich miesięcy, gdy myślała, że coś skończyło się nieodwołalnie, gdy przeżywała ten koniec, tę śmierć w różny sposób, zagłębiała się w nią i dryfowała w niej, bez oddechu, tak jak dryfuje się pod wodą, gdy wcale nie chce się nam wynurzyć. I ten moment, gdy okazywało się zaraz, że śmierci wcale nie było. Że coś wcale się nie skończyło, albo że narodziło się na nowo, i za każdym razem, z nową, zwiększoną siłą. I ile razy lato tak umierało w tym roku. A potem odradzało się tak samo nagle, jak odchodziło.
I tylko różnica polegała na tym, że Micomicona nigdy tak naprawdę nie wierzyła w te śmierci. A teraz, teraz też nie wierzyła w smierć zjawisk, ale chyba już uwierzyła w śmierć
lata.

Micomicona zamknęła na parę chwil oczy. Poczuła, jak zmęczenie rozchodzi się po całym jej ciele. Dlaczego była znów zmęczona? Mając pod dostatkiem snu, pożywienia, nie za dużo pracy i będąc w raczej dobrej kondycji fizycznej, nie rozumiała, dlaczego czuje się tak słabo. Tylko jedna odpowiedź cisnęła się na dłonie: stres. Nie wiedziała, czy stres może aż tak męczyć, wydawało jej się to irracjonalne, ale podejrzewała, że musi tak być, że to jedyne wyjaśnienie. Stres, który napinał jej każdy najmniejszy mięsień, który sprawiał, że jej żołądek skręcał się w sobie nieustannie - ten stres był napenwo jedyną przyczyną jej ogromnego zmęczenia i znurzenia.

Otworzyła oczy i spojrzała przed siebie. Zmrok zbliżał się delikatnie i wyglądało na to, że zejdzie mu jeszcze sporo czasu, aby zamienić się w ciemność absolutną, ale Micomicona wiedziała, że nie ma odwrotu, że ciemność nastanie w przeciągu następnych pięciu minut i już nic nie będzie takie samo.

Otarła oczy i wstała z pod drzewa. Spojrzała na nie i uśmeichnęła się. Bardzo lubiła to drzewo, lubiła przychodzić tu od czasu do czasu i zapominać o wszystkim, dać się opleść gałęziom i słuchać bez końca tego niezwykłego szumu, którego chyba nigdy dotąd nie znała w tej wersji. A jednak wiedziała, że musi wstać i pójść wreszcie do domu.

CDN

No comments:

Post a Comment