Friday, September 14, 2012

Niecierpliwość

I tak, jak sie spodziewałam, wszystko minęło po dwóch dniach. W żołądku znów to samo mrowienie czy może raczej śkiskanie, małe strachy na lachy, które od jakiegoś czasu a może od zawsze towarzyszą mi w pewne dni. Czekanie na słów kilka, na zapewnienie istnienia, na ten dzwięk, na który skacze mój czerwony narząd. Niecierpliość zjada mnie w całości.

A co ja zjadam? Byle parówki z byle pomidorem i zapominanym gąbczastym chlebkiem bez cukru, drożdży, soli, mleka, glutenu. Z czego robi się taki chleb więc? No właśnie z tego bez. A może bzu. I  zatęskniłam w tej chwili za bzem fioletowym i pachnącym, za bzem, który zawsze maluje mi uśmiech na twarzy.

Mam ochotę na niespodziankę. Ot pojawić się gdzieś u kogoś na schodach i zaczekać, aż wróci. Przygotować potem gorącą czekoladę, o której tak romantycznie pisze siostra i podarować taki uśmiech, że nic tylko się przewrócić.
Ale przecież głupio tak się pojawić komuś na schodach, może ten ktoś wcale by tego nie chciał, może wcale by się to temu komuś nie spodobało. Zawsze jakoś głupio mi wszystko. Głupio mi być.

Nowe projekty w kolejce. A może powinnam iść na spacer? Wczoraj zaniedbałam ważny obowiązek i wyrzuty sumienia prześladują mnie nieprzytomnie. Rozchwianie emocjonalne bierze górę. A na polu ostatnie dni lata, takie ostatnie, o jakich pisał sam Konwicki. Słońce poraża promieniami, paczka czeka na odbiór, ale tak ciężko pójść do zarządu cztery kroki dalej, sterta zajęć do przygotowania i projektów do zrobienia -

a w mojej głowie Wisconsin, milion wątłości i niedowierzeń, niedoczekanie i tęsknota wisząca na szyji ciężarem większym od słonia. I ta niepewność, ta nieustająca niepewność, że cos sobie tylko wymyśliłam, a tak naprawdę nie dzieje się nic. Wszystko jest tylko złudzeniem, moim własnym wytworem wyobraźni, snem na jawie podobnym do tej ciuchci, o której już nigdy nie dowiem się, czy tylko mi się śniła, czy istniała naprawdę.

Więc może powinnam iść spać, bo dziś i tak już nic się nie zdarzy, może powinnam się położyć, bo marzeń na jutro trzeba namarzyć.
I może powinnam spowrotem zapisać się na glinę...


No comments:

Post a Comment