Wednesday, June 6, 2012

JetLag

Powieki lekko zsuwaja mi się na oczy, senność, acz delikatna, przytula mnie lekko ale nie chce mnie porwać w czeluście łóżkowe. I ta nieśmiałość podoba mi się i bawi mnie. Ranki o 6 godzinie, kawa prawie niepotrzebna wtedy a kiedy indziej - tak właśnie mniej więcej przechodzę mój jetlag bardzo umiarkowany.

Trzy tygodnie w Polsce oderwały mnie gdzieś, porwały w zupełnie inną rzeczywistość. Przez trzy tygodnie w Polsce czułam się jak za dawnych chyba czasów. Choć tymczasowość codzienna nie dawała mi spokoju. Jakie to głupie, nie umiem w ogóle przeżywać wakacji, relaksować się zwyczajnie. Czuję się dziwnie i jakby we śnie oderwana od codzienności. I zastanawiam się, czy to tylko ja, czy ludzie tak ogólnie się czują na wakacjach.

Szkoda, że nie można połączyć dwóch drogich światów. Wybory zyciowe są naprawdę nie fair.

Tymczasem w powietrzu małe i duże wzloty. I włosy rozwiane, i myśli rozwiane. Za bardzo, za mocno, za daleko. Chcę je uspokoić, ale czy się da? I czy tak naprawdę chcę? Celuję w pięć srok na raz i pewnie jak zwykle z żadnej nic nie wyjdzie, ale przynajmniej sobie poceluję. Przynajmniej kiedy wreszcie wygrzebię się z tego jetlagu, bo właśnie moja buzia otwiera się na rozmiar słonia albo hichopotama.

Tęsknię. Czy można tęsknić zanim się kogoś zna? Tak, można, robiłam to już nie raz. To nie prawdziwa tęsknota, tylko taka wymyślona, Poświatowskiejska, ta co się lubi wspinać po poręczy uśmiechu i tak dalej... ale co tam. Ważne, że właśnie tak cudnie miła i aksamitna...

A teraz już pora na dobranoc bo w moim organiźmie trzecia w nocy... i na nic tłumaczenia, że tak naprawdę jest dopiero 8...

No comments:

Post a Comment