Saturday, June 23, 2012

Sen nocy letniej

Więc jesteśmy na jakiejs plaży z F. idziemy na poranny spacer czy coś i przy schodkach do rezortu hotelu czy co to tam było potykam się jakby na piasku i siadam na ziemi. Nie chce mi się wstać i tak sobie siedzę, piasek jest jakiś taki wysoki, głęboki, łatwo wsiąkający i dystans między mną siedzącą, a F. stojącym jest bardzo mały. Rozglądam się po plaży. Ktoś gdzieś coś tam robi z jednej strony. Z drugiej spostrzegam nagle bardzo ciekawe zjawisko - latawiec zrobiony z ogromnej ilości papierowych samolotów odrzutowców, smiesznie posklejanych jakoś ze sobą. Latawiec leci przez chwilę nawet nieźle, po czy kieruje się w dół i opada łagodnie na piasek. Ale nie na zasadzie spadania, lecz kończenia lotu. Mówię do F.: "Patrz, ale czadowy" lub coś w tym stylu. I to fajne uczucie jakiejś błogości. Schodkowej?

Już dawno nie miałam tak miłego snu. Snu, który uspokaja i relaksuje. Snu, po którym pozostaje to niezwykle miłe uczucie. Taka odmiana w porównaniu do ostatnich nocnych przygód dzielnej Iwony z pod Chicago.

I przypomina mi się zdarzenie z mojego życia, które choc przeszłe, symbolizuje jakieś małe fajne szczęście - chwila, gdy K. narysował mi dłoni :-) i uśmiechałam się nieustannie przez kilka dni.

Rozmyślam coraz częściej
od pewnego wieczoru
że chyba moje szczęście
jest zielonego koloru...
/Broniewski/


No comments:

Post a Comment