Sunday, June 10, 2012

Głupi detoks

Nie cierpię detoksu. Cokolwiek nie zrobię, nie zjem, nie wypiję, czuję się jak na kacu, głodzie i w stanie grypy jednocześnie. A w pomieszaniu z centrowaniem na kole 3 kilogramów czerwonej gliny (wyzwanie talerzowe) wyszło podwojenie ogólnych efektów. Jakkolwiek uśmiech B. zasłonił wszystkie efekty i symptomy, słabości i te inne. Tęskniłam za jego zielonymi oczami.

I co teraz zrobić ze sobą. Tyle pracy, tyle planów, chęci różowych, nawet rower pałęta się gdzieś po głowie, a sił zero i piorunujący ból żołądka rozkłada mnie w istocie na łopatki.
Ale tak właśnie się płaci za złamanie diety.

Niezwykle ciekawe doświadczenie życiowe za mną. Strzelanie z prawdziwego najprawdziwszego pistoletu. 30 razy. Wciąż jeszcze nie mogę w to uwierzyć.

A rosyjskie klimaty trochę mnie konfiuzują. Czy coś przegapiłam? Czy coś się zmieniło? Czy jednak nie powinnam się czuć równouprawniona i zostawić pewne decyzje po drugiej stronie?
Nie wiem. Jest mi głupio. Bardzo głupio. Ale przecież i tak w to nie bardzo wierzę, i tak mi w zasadzie nie zależy, więc nie ma sensu się przejmować czy zastanawiać. Lepiej wezmę się za oliwienie roweru.

A na koniec jeden z moich ulubionych. Bo tak bardzo moich?


To moje
dusza wiatr drzewo
to moje
zielone kałuże oceanów
Wyciągam ręce:
chodźcie do mnie
drzewa koty wiatry
kałuże
chodźcie moje
okna dusze zwierzęta
no

A czyja jestem ja
gdzie pójdę



No comments:

Post a Comment