Sunday, January 13, 2013

Jazda na rowerze

Gdy podeszłam pod kolorowe drzwi, uśmiech nie chciał mi zejść z ust. Już Go widziałam przez szybę. Stał przy tym wielkim stole i cos tam kleił. Weszłam z wielkim uśmiechem i poczułam się tak, jak każdej niedzieli, gdy widywaliśmy się co tydzień. Bląd czupryna uśmiechnęła się i powitała mnie radośnie. Tradycyjnie po amerykańsku uściskaliśmy się - ale tylko słowami, no i tym uśmiechem, on znaczy, uściskał mnie tym swoim uśmiechem, który zawsze wypełniał słońcem całą pracownię.

Byliśmy sami. Zapytałam więc, jak duża jest nasza grupa, a on opowiedział mi, że ze mną piąteczka. I że nowa osoba jedna, Nicola jakaś. "Pewnie jakaś młoda dziewczyna" - pomyślałam.

"Wciąż masz jeden worek przerobionej gliny" - rzekł B. "Układałem niedawno w regałach i natknąłem się nań. I pomyślałem sobie 'a, zatrzymam, może jeszcze wrócisz' i oto wróciłaś." I znów ten uśmiech. Jakże go kocham.

Zawiązałam fartuszek, pokrzątałam się po pracowni, B. wręczył mi talerz, o którym kompletnie zapomniałam. Tak, ten element w moich lekcjach z gliny też uwielbiam - że robi się jakieś fajne rzeczy, a potem zupełnie o nich zapomina. Aż pewnego dnia - bum, masz jeszcze to. I radość zupełnie jak ta ze znalezionej kaski w kiszeniach spodni.

Poczułąm się jak u jakiejś siebie. Jakgdybym wróciła gdzieś, gdzie czułam się tak dobrze. Gdzie świeciło słońce, a czas nie istniał. Gdzie istniała tylko błogość, genialna równowaga, i ten cudowny spokój.

Bałam się, że nie pamiętam już niczego. I w istocie nazbierałam nie tych co trzeba przyrządów, nie nałożyłam plastikowej powierzchni na koło i takie tam. Ale napełniłam wiadereczko wodą i usiadłam z uśmiechem przy kole. Huknęłam gliną o koło i zanurzyłam dłonie i gąbeczkę w wiaderku. Objęłam glinę i zaczęłam ją rzeźbić. Tak pięknie układała się pod palcami. Tak pięknie śpiewała swoją pieśń głaskana opuszkami. I oddała średnio ładny, ale za to wypełniony radością po brzegi, kubek dla supermenki S.

Tymczasem Nicola okazała się... całkiem przystojnym gentelmanem koło czterdziestki. Nieśmiałym niezwykle, trochę nieposkładanym, ale jakimś takim miłym nawet. Na odmianę z okrągłymi starymi pannami:)

I od dziś w mojej głowie znów bedą się kręcić obrazy, malować kubki kolorowe, fruwać talerze...

Kto by pomyślał, że glina to jak jazda na rowerze.

No comments:

Post a Comment