Friday, August 24, 2012

Mdłości

Miałam dziś nie jeść nic i może lepiej by było. Ale zjadłam. Sobie i światu na złość, jak w dawnych czasach. Coś, czego nawet już nie lubię. Ze złości, z pmsowości i z pewnie też niemądrości pospolitej.

W głowie myśli zepsute i kołujące wokół wciąż tego samego. W związku z ruchem okrężnym też nie przynoszące żadnego rozwiązania, przynajmniej oprócz tego, które wymyśliłam już dawno temu. Wszystko bez sensu. Cokolwiek zorbię, i tak jest źle. Jeśli oryginalnie jest się złym to nie można już tego naprawić, cofnąć, wymazać. Choćby nam się zdawało, że można.

Piękna pogoda dziś. Taka idealna na rower czy na spacer, ale za dużo pracy na karku by można było sobie pozwolic na taki luksus. Choć jakże by pomogło. Zwłaszcza tym mdłościom. Może pójdę ucieknę po serbskim, a nad syllabusami posiedzę w nocy. Tak, może tak właśnie powinnam zrobić.

A tymczasem kończę to marudzenie i pouczę się czegoś.

A na koniec cytat życia: "Niezrozumienie się jest najlepszą formą komunikacji między ludźmi. I po co nam lepsza." /Konwicki/


Tuesday, August 21, 2012

Dreamland

Dawno nieodwiedzane i jakże przepełnione wyrzutami sumienia rejony ćwiczenne zaliczone. I odrazu lepiej. Frustracja i nienadążalność gdzieś się schowały i nie jest tak źle jak na trzeci dzień nowej rutyny. I'm happy:)

Przygotowałam dziś lekcje dwie wg "eksperymentu iwony" i trochę przestraszona, ale pełna optymizmu ruszam jutro do walki, demoralizować nową metodą biednych tradycyjnych studentów MCC. Ciekawe, co z tego wyjdzie. Z pewnością ci, którzy mieli wcześniej do czynienia z dojczem, będą znudzeni i zniesmaczeni prostotą prezentacji. Ale to ich już problem, nie trzeba się było pchać do pierwszaków. Może w ten sposób pozbędę się tych, co być tam nie powinni.

Dziś pierwsza porządna lekcja cyrylicy. Odkryłam jakże wdzięczny sposób. Technologia. Padam na twarz przed technologią. Wielbię inżynierów i komputerowców. Uwielbiam edukację połączoną z technologią magicznym językiem cyferek i dziwolągów.
A na dowód jak mi poszło:
Пишем на српском зато што волим спрки језик.

No, ciekawe kto zrozumie:)

Zrobiłam dziś pizzę. Wreszcie. Wszystko przez B. Bo przecież nie lubię wcale pizzy, ale jak mi ktoś ciągle wodzi pizzą i pizzową ideą pod nosem to jak się oprzeć no. I okazuje się, że pizza idealnie nadaje się na jutrzejszą wyprawę na zajęcia. Rany, nie mogę uwierzyć za nic, że to się już zaczęło, że szkoła się zaczeła na pół gwizdka w tym tygodniu, a na cały gwizdek zaczyna się w następnym. Jak to jest w ogóle możliwe. Obiecałam sobie nowy grafik, ale niestety moi współpracownicy nie pomagają mi w tym zbytnio. Nie da się być zorganizowanym roztrzepańcem, gdy ma się do czynienia z niezorganizowanymi roztrzepańcami.

I zastanawia mnie tu nagle jedna ludzka cecha, bardzo zabawna, w gruncie rzeczy. Mianowicie: przytykanie motyki gracy, a ściślej rzecz ujmując złoszczenie się na przykład bardzo, że ktoś się zachowuje w określony sposób i burzy nam całą układankę dnia czy tygodnia, a sam zachowuje się dokładnie tak samo, albo wręcz jeszcze gorzej. Teraz widzę to tylko w M., ale zdaję sobie doskonale sprawę, że i we mnie, i w nas wszystkich siedzą takie ewenementy.
Tak, tak, totalny idiotyzm, hipokryzja i zaprzeczanie samemu sobie, jak to mawiała kiedyś właśnie M.

No, idę już może. Pora jeszcze na mistrza Tadzia Konwickiego, na parę myśli jego nieuczesanych, słów już nie takich jak kiedyś przepełnionych cytatami na całe życie, ale jednak tego Tadzia, który przytula tak ciepło, daje tyle mądrości, tyle polskości, tyle jakiegoś sentymentu do życia, do staroci, do... siebie samego.

Zatem dobranoc, Konwicki na noc.



Thursday, August 9, 2012

Zaspana

jestem dziś. Pobudka o trzeciej w nocy: nie zadzwonił... i smutek, ten sam smutek co zawsze, gdy rozczarowanie wkrada się po cichu i wbija nóż w plecy. Horoskopy zupełnie odwrotne, bardzo optymistyczne. A ja -

a ja jestem zaspana. Znów zaspałam na lekcję serbskiego i znów mi głupio jak nie wiem. Zawiesiłam się gdzieś i nie wiem jakoś tak, co ze sobą zrobić. Nie tęsknię, ale dziwnie mi. Dziwnie mi, bo nie wiem, gdzie jestem czy kim jestem. Wakacje mają to do siebie, że nie wiadomo za bardzo co ze sobą zrobić...

Może pójdę do mojego B. i zaglinię się bezpamiętnie, zakręcę. Może to mnie uwolni choć czy właśnie wolność moja teraźniejsza nie jest najwiekszym problemem? Czasem najtrudniej jest być właśnie wolnym...

W radiu Ludovico. Niesie mnie w ten sam melancholijny nastrój i w to samo zapomnienie. Oh wiem, wiem, czego mi trzeba. Tadzia, mistrza mojego, Konwisia malującego na ścianach sny i niedowierzenia. Czytam go ostatnio namiętnie i aż nie mogę uwierzyć, że wciąż tak bardzo mnie wciąga, relaksuje, i w ogóle nie nudzi.

Nie tak jak ja tu i teraz, ha.

Wednesday, August 8, 2012

Taking for granted czyli post poświęcony panom

A dziś zastanawiam się nad tym, jak to się właściwie dzieje, że faceci ciągle biorą nas, dobre kobiety, for granted, czyli wydaje im się, że my za nimi w ogień i w las już tylko dlatego, że nam powiedzą, że nas lubią. Dziwne to zjawisko, czy oni się tylko tak zgrywają, czy tak udają, bo są dumni i nie chcą stracić tak zwanej twarzy, czy faktycznie wydaje im się, że nie muszą się ani za bardzo starać, ani martwić utratą, bo nawet jeśli takowa się wydarzy, to przecież tego kwaitu pół światu. I zupełnie zapominają o tym, że potem przez lata nie mogą spotkać nikogo, kto ich poruszy, kto ich choć odrobinę zaczaruje, kogo będą lubić. Zupełnie. Zawsze grają cfaniaków pewniaków i są przekonani, że to oni wybierają...

Otóż drodzy panowie: nie dokładnie tak. Może i wybieracie, ale to my dajemy się wybierać, i jeśli sie damy to macie bardzo dużo szczęścia bo milionom się nie dajemy. I gdy wam się wydaje, że to wy gracie pierwsze skrzypce, nawet nie spostrzegacie, że to my prowadzimy orkiestrę całą i dyrygujemy tak naprawdę każdą nutką. I czasem może się naginamy, czasem staniemy w ostatnim rzędzie za kontrabasami, by zobaczyć jak to jest z tyłu, by upewnić się, że i z tyłu wszystko jest w porządku, ale to zupełnie inaczej, niż wam się wydaje. To i tak my piszemy nuty.
Marzycie o wiernych i skromnych żonach, dobrych, czułych, i tylko waszych. Ale czy naprawdę jesteście tak naiwni, by wierzyć, że te my dobre i tak dalej weźmiemy na siebie jakieś pogięte struny, ni to gitarę ni to skrzypce udające kontrabas? Czy naprawdę w swojej dumie jesteście tak naiwni, by wierzyć, że to my naiwne jesteśmy i przyjmiemy wszystko co nam zaserwujecie, tylko dlatego, że wydaje wam się, że nas wybeiracie?
Ojć, panowie, panowie, żebyż to tak łatwo działało.
My może milczymy, nie odzywamy się za dużo, nie wygłaszamy farmazonów o zdanych testach, o tym, jakie jesteśmy piękne i mądre i jak bardzo nam na was, panowie, zależy; ale mamy bardzo dobry słuch. I słuchamy tak sobie wszystkiego, co mówicie, i zbieramy to sobie do koszyczka, segregujemy, układamy, nadajemy wartości i znaczenia, i rośnie to sobie w nas rośnie do pewnego czasu, kiedy -

albo urośnie w wybór i zgodę, albo


w dajmy sobie święty spokój.
I nawet w tej drugiej kwestii pewnie wam się wydaje, że to wy sobie spokój dajecie. Nic bardziej błędnego, drodzy panowie. To my, sprytnie i przenikliwie przywodzamy was do tego punktu, kiedy nic nam się już od was ani z wami nie chce i dajemy wam się wściec i iść sobie w zielony las, bo i serce lżejsze, wyrzutów sumienia brak, i też poprzezywać sobie jest kogo odrobinę, by łatwiej było załagodzić smutek po jednak jakichś próbach stworzenia orkiestry albo zagrania jakiegoś koncertu przynajmniej.

Tak, tak to właśnie się dzieje. I aż podziw mnie bierze, że żaden z was wciąż tego nie spostrzegł...


Monday, August 6, 2012

It's official

Oficjalnie podaję do wiadomości ogułu:

1. Pływam bezproblemowo i bezstresowo na wodzie o głębokości 9 stóp. Sama posiadam marne 5,5 stóp.
2. Utrzymuję się na tej samej głębokości w jednym miejscu. Nie muszę płynąć ani nic, poprostu sobie hang-outuję albo inaczej poprostu sobie wiszę na wodzie.
3. Leżę sobie na wodzie na brzuchu i na plecach.
4. Pływam na plecach. Bezproblemowo i bezstrachowo.
5. Największy postęp: skaczę do wody (wymieninona powyżej głębokość) i dotykam sobie dna. A co.
6. Wciąż jestem w szoku z powodu pięciu powyższych punktów.
7. Czy wspomniałam, że wszystkiego nauczyłam się dziś?

Więc sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Za tydzień "dżeckis". Dla niewtajemniczonych: to te motorki wodne co pędzą jak szalone. Tak, umrę ze strachu napewno. Ale coś mi się wydaje, że i tak staną się one moją rzeczywistością.

I co to się ze mną porobiło? Patrzę do lustra i się nie poznaję. Jak tak dalej pójdzie to pokonam wszystkie moje strachy i moja skorupka rozpadnie się na kawałki bo nie będę się już musiała nigdzie chować. Hm, bardzo to dziwne. Bardzo.

A tymczasem nie mogę się doczekać jutrzejszej lekcji serbskiego z nową nauczycielką:)

Friday, August 3, 2012

Piątek jak ta sobota wewnętrzna

Tak, tak właśnie dziś jest piątek wewnętrzny. Od rana załatwianie spraw, odbieranie, zakupy od dawna oczekiwane, wesołość pospolita i zadowolenie z rzeczy małych i głupiutkich zupełnie. I email od siostry, który od razu uśmiech namalował. Jak fjanie jest dostać emaila od siostry:)

Kiedyś, dawno temu, miewałam podobne soboty. Gdy nigdzie sie nie spieszę, ale chcę pozałatwiać sporo spraw, takich właśnie wewnętrznych, kołodomowych, zagnieżdżonych na pułkach i w zakamarkach. A tych zakamarków tak wiele, że nie wiadomo od której strony i jak się za nie zabrać. No ale gdy nie wiadomo gdzie zacząć to trzeba zacząć właśnie w samym środku.

A na last.fm leci mi właśnie moja pierwsza ulubiona i zakochana piosenka Philippa Poisela. I sama nie wiem, dlaczego znów mi się ona podoba... przecież już zupełnie ale to zupełnie mi się znudziła... hm hm hm ciekawe rzeczy dzieją się czasem w przyrodzie.

Pragnienie przemeblowania wciąż bardzo intensywnie zajmuje moją głowę. Ale czy da się cokolwiek poprzestawiać, gdy nie ma nawet meijsca by rzeczy ruszyć delikatnie w bok. Ojć znów zapatrzyłam się w sufit, no. O, a teraz Finn. To dopiero sufit...

Nie ma szans. Zero twórczości. Znów zanudzam. Idę lepiej poprzesuwać meble, żeby sobie udowodnić, że nie ma ich gdzie przesunąć.