Wednesday, August 8, 2012

Taking for granted czyli post poświęcony panom

A dziś zastanawiam się nad tym, jak to się właściwie dzieje, że faceci ciągle biorą nas, dobre kobiety, for granted, czyli wydaje im się, że my za nimi w ogień i w las już tylko dlatego, że nam powiedzą, że nas lubią. Dziwne to zjawisko, czy oni się tylko tak zgrywają, czy tak udają, bo są dumni i nie chcą stracić tak zwanej twarzy, czy faktycznie wydaje im się, że nie muszą się ani za bardzo starać, ani martwić utratą, bo nawet jeśli takowa się wydarzy, to przecież tego kwaitu pół światu. I zupełnie zapominają o tym, że potem przez lata nie mogą spotkać nikogo, kto ich poruszy, kto ich choć odrobinę zaczaruje, kogo będą lubić. Zupełnie. Zawsze grają cfaniaków pewniaków i są przekonani, że to oni wybierają...

Otóż drodzy panowie: nie dokładnie tak. Może i wybieracie, ale to my dajemy się wybierać, i jeśli sie damy to macie bardzo dużo szczęścia bo milionom się nie dajemy. I gdy wam się wydaje, że to wy gracie pierwsze skrzypce, nawet nie spostrzegacie, że to my prowadzimy orkiestrę całą i dyrygujemy tak naprawdę każdą nutką. I czasem może się naginamy, czasem staniemy w ostatnim rzędzie za kontrabasami, by zobaczyć jak to jest z tyłu, by upewnić się, że i z tyłu wszystko jest w porządku, ale to zupełnie inaczej, niż wam się wydaje. To i tak my piszemy nuty.
Marzycie o wiernych i skromnych żonach, dobrych, czułych, i tylko waszych. Ale czy naprawdę jesteście tak naiwni, by wierzyć, że te my dobre i tak dalej weźmiemy na siebie jakieś pogięte struny, ni to gitarę ni to skrzypce udające kontrabas? Czy naprawdę w swojej dumie jesteście tak naiwni, by wierzyć, że to my naiwne jesteśmy i przyjmiemy wszystko co nam zaserwujecie, tylko dlatego, że wydaje wam się, że nas wybeiracie?
Ojć, panowie, panowie, żebyż to tak łatwo działało.
My może milczymy, nie odzywamy się za dużo, nie wygłaszamy farmazonów o zdanych testach, o tym, jakie jesteśmy piękne i mądre i jak bardzo nam na was, panowie, zależy; ale mamy bardzo dobry słuch. I słuchamy tak sobie wszystkiego, co mówicie, i zbieramy to sobie do koszyczka, segregujemy, układamy, nadajemy wartości i znaczenia, i rośnie to sobie w nas rośnie do pewnego czasu, kiedy -

albo urośnie w wybór i zgodę, albo


w dajmy sobie święty spokój.
I nawet w tej drugiej kwestii pewnie wam się wydaje, że to wy sobie spokój dajecie. Nic bardziej błędnego, drodzy panowie. To my, sprytnie i przenikliwie przywodzamy was do tego punktu, kiedy nic nam się już od was ani z wami nie chce i dajemy wam się wściec i iść sobie w zielony las, bo i serce lżejsze, wyrzutów sumienia brak, i też poprzezywać sobie jest kogo odrobinę, by łatwiej było załagodzić smutek po jednak jakichś próbach stworzenia orkiestry albo zagrania jakiegoś koncertu przynajmniej.

Tak, tak to właśnie się dzieje. I aż podziw mnie bierze, że żaden z was wciąż tego nie spostrzegł...


No comments:

Post a Comment