Friday, October 5, 2012

Snów ciąg dalszy

Dziś Ph. Przyszedł, usiadł, był. Mam wrażenie, że ten sam sen trwał całą noc i całą noc spędziłam z Ph. choć za nic nie mogę sobie przypomnieć, co robiliśmy. Dużo było rozmów, ale najwięcej zwyczajnego bycia.
Dlaczego Ph.? Bo tęsknię za B.?

W duszy spokój, choć wciąż trwa żałoba. Wydaje mi się, że przechodzę stan akceptacji, ale tak do końca nie jestem pewna. Zaczyna mi troszeczkę brakować niektórych telefonów, a z drugiej strony czuję jakąś błogość. Czy to wolności, czy spokoju, czy postawienia na swoim. Nie mniej jednak dokładnie tego potrzebowałam i stwierdzam, że dobrze mi to służy. Tak, coś mi się wydaje, w zasadzie od czasów Ph., że spokój i samotność to najlepsze lekarstwo na sercowe dolegliwości. I dochodzę też do wniosku, że muszę uważniej siebie słuchać, bo już chyba naprawdę najlepiej wiem, czego mi potrzeba.

A jutro koniec moich wolnych sobót. Z jednej storny może to dobrze, trzeba wrócić do mocniejszego tempa, z drugiej już tęsknię za wolnością. Choć czy moja sobotnia wolność nie oznaczała B.? I czy napewno potrafiłabym wrócić do moich słynnych sobót wewnętrznych?

Nie mogę się doczekać przeprowadzki do Chicago. Jestem taka dziwnie zawieszona (choć czy ja nie zawsze jestem dziwnie zawieszona), wciąż żyję latem, a na polu już tak zimno. Wiem, że zaraz za momencik będzie już szaleństwo christmasowe, prezenty i te inne, wiem, że wszystko nabierze innych kolorów i ten moment, gdy ujrzę pierwszy śnieg... wiem. A jednak juz tęsknię za latem i nie mogę się doczekać nowego etapu w moim życiu. Nie wiem, jak sobie poradzę, jak to wszystko połączę ze sobą, ale przecież jakoś połączę. Już widzę się spacerującą brzegiem jeziora, juz czuję wiosenną bryzę we włosach, już słyszę ten uspokajający a jednocześnie tak pięknie niepokojący szum...

No, ale dośc tych marzeń i gdybów. Trzeba przetrwać zimę, napisać książkę i zrobić jeszcze parę innych rzeczy. Więc byle do wiosny.

No comments:

Post a Comment