Saturday, October 6, 2012

Raport z miasta samotności

Nie wiem, czy dotąd nie zdawałam sobie z tego sprawy, czy byłam tak skoncentrowana na moich dolegliwościach, że nie chciałam tego widzieć, ale dziś stwierdzam: świat jest niewiarygodnie samotny. Ludzie poprostu skręcają się z bólu samotności. Nikt nie chce tego przyznać, ale każdy to czuje i każdego to przeraża. Może chodzi o to, że w którymś momencie już nam nie będzie zależeć na miłości, ale poprostu będziemy chcieli kogoś mieć, do kogoś wracać, przy kimś sie budzić. A miłość, połączenie dusz i te inne fanaberie nie będą już miały żadnego znaczenia.

Siedzę sobie dziś w domku i miotam się między sokiem a winem, najchętniej poszłabym spać, ale tak nie śpię ostatnio, że przestaję lubić chodzić do spania. Nie wiem, dlaczego i już mnie to denerwuje, więc trzeba będzie chyba coś z tym zrobić.
Naturalnie tęsknię za B. ale jest mi dobrze. W zasadzie wszystko mi już jedno, już mi się nie chce: walczyć, biegać, zabiegać, I'm done. Chcę mieć tylko święty spokój.
Ale gdy przeglądam te strony, te profile, to jestem załamana. Samotność przegotowuje się i kipi. Masakra. I jest mi żal tych ludzi, jest mi tak strasznie ich żal...

Nie mogę się doczekać Atlanty. Dwa tygodnie, pół i jeden weekend i już polecę. I znów będę frunąć i odkrywać nowe światy. W kropli wody. I zagrzeję się trochę, bo Atlanta-Hotlanta to przecież cudwona kraina z Północ-Południa, kraina bawełny i gorących murzynów... czy może raczej gorąca i murzynów... i jak tu móc się doczekać.

A tymczasem, "przechowajmy się zostawmy się na czasy lepsze; poczekajmy aż się zmienią czas i ludzie i powietrze"...

No comments:

Post a Comment