Wednesday, November 30, 2011

Field Trip i The Endy

Więc field trip. Do downtown Christkindlmarkt. Było znacznie milej niz kiedykolwiek bym pomyślała. Co ciekawe, wielu z moich dzieciaków okazało się niezwykle fajnymi i ku memu zaskoczeniu miałam piękny czas. Kto by pomyślał. Dzięki N., dzięki C. i niezykle miłemu J. i całej reszcie też - eh. Jak miło.

Gdzieś wewnątrz wiedziałam, że to będzie przełom, że to będzie ta deadline, w której zobaczę prawdę, w której zobaczę to, co tak naprawdę od dawna chciałam zobaczyć. Co może widziałam, ale nie byłam przekonana, czy nie chciałam być przekonana...

I czy wszystko stało się jasne tylko przez ten komplement od kogoś, od kogo zupełnie bym się go nie spodziewała??

Więc to koniec. Koniec ery M. Jakie to zabawne, że zawsze te rzeczy, których oczekuję od kogoś konkretnego, robi ktoś inny... M. zawiódł mnie już na samym początku. I potem już wszystko potoczyło się bardzo prędko za. Swoje zgarnęłam, nakarmiłam się, przywłaszczyłam sobie, ale od pierwszej chwili już czułam, że to będzie tak zwane popularne "that's it".

C. uświadomił mi dziś, że M. powinien cieszyć się, że ma tak wiele mojej uwagi, że powinien poprostu to jakoś docenić, uśmeichnąć się, jeśli już nie stawać na rzęsach by coś dla mnie zrobić miłego. I to takie śmieszne, że miałam nadzieję, że zrobi coś miłego (choć może oczekuję zbyt wiele...), a tymczasem obsypali mnie samymi miłymi rzeczami wszyscy inni...

Więc żegnaj, M. Sela vi.


...a twój uśmiech

twój uśmiech pokruszę gołębiom na rynku.

I nawet nie będzie mi żal.




1 comment:

  1. a my wciaz chcemy wierzyc...ze milosc z wzajemnoscia..istnieje?

    ReplyDelete