Monday, November 21, 2011

No dobrze

...napisze sobie więcej, bo znów doszło do tego, że wszyscy mają mnie dość i nikt nie ma cierpliwości do słuchania. Najgorsze jest to, że nie mogę ich za to winić, bo od dziecka wiem, jak trudno komukolwiek było dokonać dzieła słuchania Misia Faziego, Dyzia Marzyciela, który to miał nieopanowaną tendencję do zaczynania jednego tematu, po drodze przechodząc do tysiąca czterdziestu innych tematów (bo każdy przecież następny przypominał mi właśnie o tym innym kolejnym, o którym też tak bardzo chciałam powiedzieć i tak pięknie współgrał), i nigdy nie kończenia tego jednego tematu, na którym się zaczęło, nie wspominawszy już zupełnie o tych wszystkich podrogowych tematach, które też warto byłoby skończyć, no ale właśnie przerwały im inne tematy, i jakoś tak nigdy się to koło nie skręciło spowrotem. No bo to i przecież takie koło, jak moje garnki, które lepię są okrągłe...

Więc tak chyba stąd piszę, pisać muszę. Tu też trochę (ale tylko trochę) łatwiej opanować kończenie przynajmniej niektórych tematów. Choć ci, którzy znają moje pisanie naprawdę, wiedzą, że mało redaguję czy poprawiam, jeśli cokolwiek w ogóle, a wszystko jest tylko pasmem myśli nieposkładanych, spisywanych prosto z mojej głowy. I może dlatego też tak nudne i dobrze wiem, że tylko ja je tu sobie czytam haha.

Ale co tam. Bałwan w myślach, śnieg pomylony z kimś innym, marzenia chrzanienia.

Muszę wrócić znów do dziś, bo to dziś "prześpiewuje we mnie na przestrzał". "W rozmigotaniu" w dodatku. Zastanawiam się czasami ostatnio, czy uczucia naprawdę istnieją, czy to tylko nasza głowa. Czy coś sobie tam w tych szarych komórkach poukładamy tak a nie inaczej i nie umiemy się sobie z nich wydostać.

Czy to, że przy M. czuję się tak ciepło i dobrze, to rzeczywiście uczucie ciepła i dobrości, czy gdzieś sobie w którejś chwili powiedziałam, że tak chciałabym się czuć, i sobie to stosuję w dawkach bardzo miłych i uspokajających. Bo dlaczego nie, jeśli pomaga na tyle dolegliwości, dusznych przede wszystkim.

No i tak nie wiem, jak to jest naprawdę. Ale czy warto to roztrząsać, hm hm.

***

Wiem, wiem, że nie powinnam się w ogóle nad tym zastanawiać. Wiem, że nie powinnam suszyć sobie samej głowy o to wszystko, ale jak no jak mogę sobie przestać suszyć, jak taka mokra ta głowa moja. Jak mogę udawać, że nie ma nic, jeśli wiem, czuję (bądź sobie bardzo sprytnie wmówiłam), że jest. Te schodki na każdym kroku, gdzie się nie obrócę, o czym nie przypomnę, w jaką myśl nie ucieknę. Te schodki. Ten spokój, ta jedność myśli i to zrozumienie. "Puknij się w głowę" powiedziałaby mi mama, jakby usłyszała moje myśli... Więc pukam i pukam się... lecz jedyne co brzmi jest małe ciepłe

M.

No comments:

Post a Comment