Saturday, December 15, 2012

Wieczór z Iwoną i B.

Iwona usiadła na przeciw komputera. Nie wiedziała do końca, co chce robić, ale jej nastrój skłaniał się ku dobremu obrazowi. I tak na ekranie komputera pojawił się "Grey's Anathomy" czyli w bardzo wolnym tłumaczeniu "Chirurdzy".
Smsy od B. przychodizły jeden po drugim i im więcej wina zapełniało żołądek Iwony, tym zabawniejsze i ciekawsze wydawały się smsy B. Iwona dziwiła się, jak jej humor poprawił się po odrobinie czerwonego trunku. A może były to wspomniane smsy? A może skrzydełka a'la iwona, które upiekła dziś postanawiając zaopatrzyć się w łatwo dostępne mięsko, na pomysł czego wpadła dziś w nocy około pierwszej, gdy wróciła do domu po zapierającym dech w piersiach koncercie. Co za muzyka, myślała. Co za emocje.
Czasem emocje są tak silne, tak energetyzujące, że naturalnie nie można zasnąć. I jakkolwiek senność nie pochłaniała Iwony, ona nie mogła się oprzeć przed swoją nową rutyną czytania cytatów na czarodziejskim ipadzie. Dlatego dziś postanowiła poszukać konrektnych książek, które można czytać na iPadzie. Jeszcze żadnej nie znalazła oprócz darmowego Arabskiego w beznadziejnej formie.

Iwona zjadła dziś około pięciu marshmallowowych mikołaji. Z jakiegoś powodu marshmallowowe mikołaje smakowały nadzwyczaj dobrze z winem. A może poprostu marshmallowowe mikołaje smakowały super dobrze i jak zwykle to bywa z wszystkimi mashmallowowymi figurkami i potworkami, Iwona nie potrafiła się im oprzeć. Jeden mikołaj leżał wciąż jeszcze na blacie kuchennym i krzyczał do Iwony poprzez ladę i kawałek pokoju i biurko, krzyczał bezlitośnie: "zjedz mnie, zjedz mnie, prosze, zjedz mnie i dokończ dzieła, nie mam siły się tak sam męczyć, zjedz mnie i będziesz miała spokój, przestanę Cię męczyć, nie będziesz musiała bez przerwy myśleć o cudownej białej piance w grubej warstwie chrupiącej mlecznej czekolady..."

I tylko już sms od B. dzielił Iwonę od marshmallowogeo mikołaja...

Lecz gdy tylko sms sie przeczytał...

Stopy mikołaja rozpłynęły się w ustach Iwony. Potem brzuszek, wreszcie głowa. Czekolada nie zdąrzyła chrupać, smak nie zdąrzył się rozejść, mikołaj zniknął w otchłani ust Iwony szybciej niż powstał w czyjejś wyobraźni.

Jakkolwiek, niespodzianka, snuta nadziejnie po cichu, napatoczyła się w międzyczasie. Okazało się bowiem, że ostatni marshmallowowy mikołaj wcale nie był ostatnim marshmallowowym mikołajem. I tak, ta sama gra rozpoczęła się na nowo.


Iwona przełknęła ostatni łyk wina. Miała już nie pić, ale niedkończony post i niedokończona muzyka drażniła jej podniebienie. Wstała i nalała sobie ćwiartkę kieliszka. Czy to z nadzieji, że na tym się skończy, czy z chęci ćwiczenia choć na tyle, by przejść się z pokoju do kuchennej wnęki. Nie było to jednak ważne.

Iwona pomyślała o swojej koleżance O. I o piaskownicy. Tak, w jednej i tej samej minucie. I o muzyce z Donniego Darko rozbrzmiewającej dookoła niej.
O. ostatnio powiedziała Iwonie, że nie ma żadnych hobby. Iwona na początku nie uwierzyła. Nie mogła uwierzyć. Ale z każdą następną rozmową stąło się dla niej jasne, że tak jest naprawdę. I przeraziło ją to. Jak można bowiem nie mieć hobby? Jak można nie miec na punkcie czegoś świra? Wiele rzeczy wyjaśniało się po tej informacji, to dlatego O. nie umiała się cieszyć z drobnych rzeczy, fascynować się czymkolwiek dookoła. Iwonie zrobiło się bardzo smutno i pomyślała, że to musi być absolutnie straszne, tak żyć. Zwłaszcza, gdy żyje się samemu.

Iwona bardzo lubiła te samotne wieczory. Nikt tego za bardzo nie rozumiał, ale Iwona czuła się tak dobrze siedząc sobie przed komputerem, słuchając muzyki, popijając wino i pisząc, czytając, czy choćby nawet oglądając coś głupiutkiego lub inspirującego. Ucząc się serbskiego (którego od wieków całych sie nie uczyła), niemieckiego (którego tylko uczyła się w marzeniach o uczeniu się niemieckiego), i robiąc tysiąc innych rzeczy albo nawet choć marzyć o robieniu tysiąca innych rzeczy.
I przypomniała się Iwonie piaskownica przed domem rodzinnym i te myśli nieuczesane o byciu dorosłym, robienie lodów z piasku i budowanie zamków, w których mieszkały fajne rodziny, które jeździły ciągle do sąsiadów w odwiedziny.

I jak można nie mieć hobby i nie lubić, przynajmniej od czasu do czasu, posiedzieć sobie z samym sobą.


Iwona wypiła kolejny łyk wina. Zastanawiała się, czy wejść na głupią stronę, gdzie nic się nie działo i poczatować z kimś, bo B. poszedł do znajomego i opuścił ją, jakkolwiek nie bezlitośnie, ale nie chciała by coponiektórzy tam widzieli, że w sobotę wieczorem została w domu. Mimo, że została z własnej nieprzymuszonej woli, oni by nie zrozumieli.

B. napisał kolejnego smsa:) Iwona zastanawiała się nad fenomenem powtarzalnego zjawiska: gdy ktoś tak bardzo jej się podoba i tak bardzo chce coś z nim przedsięwziąć, a on ją olewa, i wtedy ona ucieka do kogoś innego, by zapomnieć. I ten ktoś inny nagle okazuje się całkiem ciekawy...

W głowie Iwony pojawiła się myśl o prosciutto. Być może przyszedł też czas na skończenie tej historii.

I tak Iwona zakończyła ten post.


No comments:

Post a Comment