Thursday, July 26, 2012

Starocie jak łakocie

Nabrało mnie nagle na starocie polskie, wdzięczne i tak urocze, jak mało co. I od razu żałuję, że jednak nie kupiłam tej pieknej czerwonej księgi Osieckiej. Oj, muszę to nadrobić jak najprędzej.




...ja jeszcze z wiosną sie rozkręcę, ja jeszcze z wiosną się roztańczę...

Gdy tak przejżeć to wszystko, to wszędzie Osiecka...

A co w krainie Iwony bez ogona:

- praca nad szkoleniem trwa i krzyczy. Nie jest łatwo, wszystko naturalnie na ostatnią chwilę i w ostatniej chwili. Ale czy to nie jesteśmy właśnie dokładnie my dwie szlaone? Roztrzepane aż skrzypi, a jednak tak przepełnione pasją, że zmieniamy serca, światy, rzeczywistości. Tak, może właśnie o to chodzi. Bo zawsze chodzi o to, żeby robić coś zgadzającego się z własnym biciem serdufa. Żeby robić dobrze, trzeba robić tym czerwonym narządem i tyle.

- serbski wraca. Trzymam kciuki (drzim palceve) za dziś, aby się stał, aby pierwsza lekcja z Kaśką się odbyła. Tymczasem, milion nowych klejących karteczek (sticky notes) zawisło w pomarańczy i różu na szafie. I od razu uśmiech na pół kilometra.

- zwlekanie z załatwieniem ważnych, a strasznie niemiłych i niegodnych spraw piętrzy się pieknie i kolorowo, jak zwykle. Ale ultimatum wisi w powietrzu: nie będzie już wymówek po szkoleniu. Jeju, jak ja przeżyję to szkolenie.

- słucham Krajewskiego i jego głos ja nie mogę... co za głos! Poprostu topi serdufo. Ojć. Chyba nadużywam słowa serdecznego tu dziś. Hm. Interesantno.

Może skończę już to marudzenie. Trochę nudna jestem, gdy nie jest tak źle.




A ten kawałek to już z jakże uroczego filmu "Uprowadzenie Agaty". Choć w sumie nie mój ulubiony. A skoro już jestem przy Krajewskim, to muszę, poprostu muszę zamieścić moje dwie ukochane absolutnie i na zawsze:




...to wciąż za mało, moje serce, żeby żyć... (kurde, znowu to serce!)


I najpiękniejsza, w najpiękniejszej wersji... tak, zdecydowanie mój numer jeden...


Jakie to śmieszne, że zawsze marzyłam o tym, by byc taką Anną Marią... smutna i stojąca w oknie, czekająca, być zwykłam, ale tego Krajewskiego za rogiem, który by spostrzegł i którego zupełnie by to porwało, jakoś nigdy nie było;)

No dobra, koniec tych sentymentów, pora wygonić lenia, jak to mawiają często niektórzy;) i wziąć się do pracy!

No comments:

Post a Comment