Tuesday, August 10, 2010

Kot

Uczucia. Dziś będzie o tych prawdziwych i tych zakamuflowanych. Te zakamuflowane zdają się być nagle bardzo ważnym elementem mojej codzienności.

Ale skąd wiedzieć właściwie, że coś jest kamuflarzem.

Zaglądam co kilka godzin na fb i sprawdzam, co tam dzieje się ciekawego u ludzi. A dzieją się różne rzeczy, zamieszczają się różne zdjęcia, ruch jak na Matecznym - jakby to kiedyś powiedziała pewna Ela. Ale dla mnie fb ma tylko jeden kolor. Czy raczej kolor jednej osoby. Której tam nie ma. Której ogólnie rzecz biorąc nie ma, nie ma obok, nie ma w zasięgu ręki, smsa, heighwaya, czy właśnie fb.

I codziennie, kolejny raz szukając, czy ta osoba być może już wróciła, myślę sobię jedno: przecież nie dbam. Co mi tam. I'm over. I tak dalej.

***

"Kwiat terażniejszy znieść następnym kwiatem
to sposób roślin
by zostać czym były" /Ula Kozioł/

Czasami wydaje nam się naprawdę, że możemy wreszcie się z tego wygrzebać, zacząć budować nowe życie, pomalować włosy ściany sufity na inny kolor i najlepiej jeszcze kupić sobie kota. Skupienie się na kocie zajmie nam czas i myśli, a tego przecież najbardziej nam potrzeba. Wtedy też możemy się pięknie wynaprawiac, pozatykać nasze dziury zwątpień, tęsknot, niedowartościowań, tęsknot, tęsknot. Zmianiamy dietę i wreszcie uczymy się mieć dla siebie tyle miłości, by ugotować coś samej sobie, by każdy dzień był małym świętem, by lepiej uczyło się francuskiego czy serbskiego, by zniecierpiona marchewka miała inny, nowy smak.
Czasem nawet wieszamy nowe firanki, albo przynajmniej myślimy bardzo intensywnie o nowych firankach, zmianie wystroju, i o dziwo te plany mają wreszcie ręce i nogi i kolory. I rozmowy z kotem bardzo ale to bardzo nam służą.

Wreszcie w którejś chwili zauważamy, że zapominamy w ogóle o smutku. Idziemy pierwszy raz w życiu samemu do kina i jesteśmy zszokowani, jak jest fajnie. A do tej pory zupełnie nie wyobrażaliśmy sobie jak tu iść samemu do kina. I teraz już wiemy, że sami jesteśmy całkiem w porządku i da się nas lubić. I jesteśmy tacy jacyś podobni do... nas samych...

I dochodzimy nawet do wniosku, że nam się udało. Że nam się wreszcie naprawdę udało nauczyć się tego nowego NASZEGO wreszcie życia. I to wszystko się naprwadę zgadza, mamy rację.

I tylko

któregoś dnia kot nie chciał się dać pogłaskać. Niby wiemy, że nas kocha, ale wymyśliliśmy sobie, że akurat dziś do nas przyjdzie i się połasi bardzo miło. Bo jakoś tak ostatnio cieszymy się z tego kota i chcemy dużo z nim przebywać.

Ale kot nie przychodzi. Czekamy, wołamy, daliśmy już tyle mleka i wody i whiskasa - a on dalej nie przychodzi.

I złość, i smutek i to ogromne rozczarowanie ogarnia nas zupełnie. Po co nam był ten głupi kot - myślimy sobie. Po co nam to dziadostwo znów, to czekanie, upiorne czekanie na łaskawość odwzajemnienia naszych uczuć, na przyjście, zamruczenie, danie się pogłaskać. Po co w ogóle zachciało nam się kupowac tego kota jako cudowne wypełnienie tej ogromnej dziury. Co za idiotyzm i beznadzieja z tym głupim kotem.

I kiedy już się trochę uspokajamy, kot przychodzi do nas, siada obok i tak pięknie mruczy. Spał przecieć i dopiero się obudził, przyszedł prosto do nas, a my tak się złościliśmy nie mogąc się doczekać.

I co?

I wtedy dociera do nas, że guzik zaczęliśmy nowe życie. Że tak, że może poukładaliśmy się wewnętrznie, zawiesiliśmy firanki dla siebie, nauczyliśmy się chodzić samej do kina i mieć z samą siebie dużo radości. I to wszystko się naprwadę zgadza, mamy rację.
I tylko zupełnie oszukiwaliśmy się co do jednego - dziura wciąż w nas jest. Tęsknota rysuje nasz profil każdego dnia, każde spojrzenie. Myślimy o usmiechu w śniegu nawet gdy musimy włączyć klimę z upału.

I cała nasza złość na biednego kota to tylko

ta cholerna tęsknota.

No comments:

Post a Comment