Wednesday, June 30, 2010

Okradziona

z kubka na kawę. Koreańskiego czy coś, pamiątce po Lydii, mojej tajwańskiej współlokatorce. Stary aluminiowy przeciekający kubek na kawę, pozostawiony na około dwie minuty w collegowej łazience zniknał bez śladu. I wciąż jestem w ciężkim szkou, jak to w ogóle możliwe, by ktoś chciał ukraść tak głupi, stary, brzydki kubek upaćkany czyjąś szminką. No.

A może takie rzeczy zdarzają się nam w tych szczególnych trudnych chwilach, gdy nic normalnego nie jest nas w stanie wyprowadzić z chandrzystych myśli.

Powinnam być z siebie dumna, a czuję się nijak. No, może tylko trochę lżej. Pozałatwiałam kilka bardzo małych rzeczy. Ale nie mam wciąż siły na ugotowanie obiadu. W ogóle ochota na jakiekolwiek jedzenie dość mocno mi się zawiesiła. Z zakupami też nie jest lekko. Ale to akurat wiąże się też z pustościami na moich kontach.

Tęsknię za Zuse'm. Potrafił, on jeden, porwać mnie w jakiś zupełnie inny świat. Narysować na niebie słońce z czekolady. I nakleić na buzi ten uśmiech. Ten wyjątkowy uśmiech.

I co teraz?

Teraz pora na tworzenie, jakkolwiek czuję w sobie pustkę nieproduktywną ogromną. Jakkolwiek moje niechcenie obraca mnie dookoła i każe wstać z krzesła, położyć sie na kanapie, wstać z kanapy i usiąść spowrotem na krześle. Wszystko dlatego, że nie mam nawet ochoty czy siły czy chęci siedzieć czy leżeć.

Wiem. Zorbię w końcu pranie. Wkurza mnie fakt, że ostatnio tak mało mam do prania rzeczy, bo moja niedzielna praniowa tradycja, bardzo ulubiona, rozleciała się bardzo niepotrzebnie. I nagle brakuje we mnie jakiegoś puzzla (och, niech wreszcie dostanę puzzle na urodziny!!!), i jak to się poskładać w całość.

Choć czy jestem w ogóle możliwa w całości -

No comments:

Post a Comment