Saturday, April 26, 2014

Pustynia

Więc się poddałam, nie poszłam na glinę. Już nie pamiętam, kiedy tak lekkomyślnie zrezygnowałam z czegoś, w co zainwestowałam czas i kasę. Czy żałuję? Nie. Czuję ulgę, wielką ulgę. Te zajęcia od niemal samego początku były takie męczące.

Czasem coś w naszym życiu się kończy. Ponieważ bardzo to lubiliśmy, trochę nawet tęsknimy, wydaje nam się, że powinniśmy do tego wrócić. Nawet jeśli trochę to na siłę. Nawet jeśli gdzieś wewnątrz nie czujemy do końca tego samego entuzjazmu, który kiedyś wypełniał nasze dusze po brzegi. I w końcu wracamy. I nawet przez chwilę czujemy ten ogień, to piękno, tę błogość. Ale za krótką chwilę  następuje śmierć. Umiera w nas cała pozytywna strona. Wszystko jest nagle tak bardzo ciężkie. Męczące, tak bardzo męczące. Wszystko dookoła nas męczy. Wszystko z tym związane. I sama myśl: jutro MUSZĘ iść na glinę... męczy bardziej niż praca. A przecież miało to być czystą przyjemnością, zabawą, zbawieniem.

Tęsknię za moją starą pracowanią. Tam było zupełnie inaczej. Była wolność, radość, błogość.

Tu tego faceta nie lubię od samego początku.

No ale dość męczarni, koniec zmuszania się do czegokolwiek. Nawet nie mam tam po co wracać, bo nie kochałam żadnego ze swoich dzieci.

Czy tak może być z ludźmi? Czy ludzie mogą nas zmęczyć w ten sam sposób?

Nawet nie wiem, gdzie to się stało, kiedy. Coś się nagle urwało. Zgubiło. Zawiesiło. Byliśmy tak blisko. Tak jak wtedy, dawno temu. Tak blisko. I nagle wszystko prysło jak bańka mydlana. Nijak nie mogę tego zrozumieć. Nijak.

Więc jestem w domu i robię sobie dzień wewnętrzny. Nie sprzątam, nie pracuję, przynajmneij narazie. Jestem zresztą strasznie niewyspana, więc nie mam na nic siły. Chyba nawet nie miałabym siły latać.

Słońce czaruje. Ale zimno. Po co jest tak zimno, nie wiem. Maj już a ledwie powyżej zera. Wciąż mroźnawo.

A może powinnam położyć się spowrotem spać?



No comments:

Post a Comment