Thursday, October 27, 2011

Telefon

wyciągłabym teraz i zadzwoniła do niego. Nie musiałabym się obawiać, że nie wypada, że za wcześnie, za odważnie, że to nie ja powinnam dzownić i takie tam. I opowiedziałabym mu o deszczu co stuka. Ot za oknem. Ładnie. Dziś jakoś deszcz zupełnie mnie nie denerwuje. A on powiedziałby: oh, uwielbiam deszcz. Regen? Tak, Regen, powiedziałabym. I może nawet opowiedziałabym mu o jednym z moich ulubionych kawałków Rilkiego. I o całym dzisiejszym dniu, i o śnie z autobusem na Pasiece, i o tym, że nie mogę go wyłączyć od kilku dni i tej muzyki w okół.
I że Kukiz tak pięknie śpiewa.

Tak, zadzwoniłabym...

i powiedziała jeszcze, że burza idzie, i że burza przypomina mi zawsze te burze w rodzinnym domu, i braki prądu i to niezwykłe uczucie magii za każdym razem. I to ciepło, którego nie da, poprostu nie da się wyrazić. I on by zrozumiał, dokładnie wiedziałby, o jakim mówię cieple. Tak, tak napewno.

Tak, gdybym zadzwoniła, to byłoby właśnie dokładnie tak.


Ale nie mam numeru, nie mam prawa, nie mam możliwości.


Zostaje mi tylko tak wiele znaczący obrazek kolczyków, namalowany na kartce

jak statki na niebie.




No comments:

Post a Comment