Monday, October 24, 2011

łagodność i zachwyt

A dziś miły dzień. I nawet oczy z tego wszystkiego nie kleją się tak, jak kleiłyby się normalnie chyba po nieprzespanej nocy. Miły dzień z miłymi ludkami. Moimi ludkami. W jednym gniazdku, które mnie jednak jakoś trochę nudzi w tym semestrze, wreszcie przebijają się jakieś ulubione oczy. W drugim gniazdku... w drugim gniazdku szybsze bicie serca. Ten moment drzwi, te słoneczne okulary, ta poważna mina i moje rozkojarzenie w słowach nagle i udawanie, że przecież nie dzieje się nic. I potem ta fajność, że znów przyszła ta chwila, ten uśmiech, ta... łagodność.

A potem, jeszcze dwie godziny tej miłej łagodności.

Aż przez chwilę doznałam uczucia, jak gdyby to było to siedzenie na schodkach i patrzenie sobie w dal podwójną. Jak gdyby świat się sobie zatrzymał biegnąc bezzmiennie, jak gdyby obok mnie siedział ten wyjątkowy uśmiech, który uspokaja mnie jak nic innego.
Ale może to tylko taka krótka nic nieznacząca, nieistniejąca tak naprawdę, myśl.

Dochodzę jednak do wniosku, że pragnę czegoś, co nie istnieje. Pragnę ludzi, których nie ma lub żyją w innych światach, jestem jak ta królewna z bajki, rzucona w rzeczywistość, z której nic nie rozumiem, jak Mały Książe, niezwykle daleko od swej planety.

I zachwyt pojawia się znów, tam gdzie mu pojawić się nie powinno wolno.

Ale to nic. I tak będę się karmić jeszcze długo tym uśmiechem. I tak będę czekać niecierpliwie do środy, aż pewnie znów moje czerwone podskoczy za wysoko, tak wysoko, że aż mnie swą wysokością zaskoczy. I i tak moje dni myśli wiatraki będą tańczyć sobie w okół tego zachwytu, tej łągodnoście, tego

uśmiechu.

No comments:

Post a Comment