rzekłoby się po amerykańsku. It's getting so old. I chce mi sie rzec w następnej chwili: przestań, skończ juz z tym.
A jednak myśli kręca mi sie w głowie i nie hccą przestac. Czuję sie jak na karuzeli, gdzie za każdym razem powtarza sie przecież ten sam schemat, gdzie za każdym razem mijam ten sam durny słup i ten sam piekny obrazek, stojące obok siebie. One nigdy sie nie zmieniają, bo i przecież stoją tam od tak dawna i robią to stanie takie same zawsze tak samo.
A jednak za każdym obrotem karuzeli, wciąż łudze się, że coś się zmieni.
I czy to to piękno, ta nadzieja, której nikt nie ma, ta wiara, w którą nikt juz nie wierzy, ten uśmiech, że ja i tak wiem swoje -
czy może raczej zwyczajny powszechny idiotyzm.
I czy nawet uswiadomienie sobie, że to to drugie, cokolwiek tu zmienia?
Nie.
Ja wciąż sie kręcę. I wciąż czuję ten niezwykły wiar we włosach. I wciąż smieję się, bo na karuzeli każdy powinien i musi i musi sie śmiać! No bo jak się nie śmiać, nie cieszyć, nie krecić...
I nie wiem, jak długo będę się tak kręcić, ale pewnie jeszcze chwilę jakąś. I nie wiem po co sie kręcę tak naprawdę.
Ale czy to ważne.
No comments:
Post a Comment