Monday, December 19, 2011

Wszystko przez pianino


Tak, to wszystko przez pianino, a dokładniej przez pianino Ludovico Einaudi. Gra we mnie dziś od rana i nie mogę go zatrzymać powstrzymać uciszyć. I czuję znów to onieśmielenie pianinne. I myślę znów, by nauczyć się grać.
Tak wiele rzeczy do zrobienia, tak mało czasu.

Wstępne sprzątaniowe podejście okazało się sukcesem. Trudno odważyć się poprzesuwać meble, wciąż zastanawiam się, co gdzie w którą stronę i czy jest sens tylko trochę, skoro całość nie może dojść do skutku poprzez zielone pomarańcze kanapy niechcianej. J. śmiałby się ze mnie, że kolejną rzecz chcę chomikować... I czy lepiej być chomikiem czy uciekaczem i porzucaczem.

Uwielbiam ten stan. Tego błogiego spokoju, ciszy z najwyżej lekkim dodatkiem pianina, ale ciszy duszy, ciszy myśli, które mogą się wreszcie znów na chwilę uspokoić. Oh, jakże czekałam na ten moment. I teraz znów wszystko mi jest możliwe, wszystkiego mi się chce, wszystko jest piękne.

Jakkolwiek pewne pożegnania są chyba konieczne. Czy jeśli kogoś denerwujemy, a wydaje im się, że nas lubią albo chcą nas lubić, czy powinniśmy walczyć, naprawiać czy raczej udawać, że wcale nie jesteśmy tacy jacy jesteśmy dla nich, czy -
delikatnie, po cichu

odejść.

I czy zatrzymać trzy kanapy i ułożyć z nich świat,

czy oddać, porzucić, zrezygnować z jednej i zbudować piękną przestrzeń.

I co tu zjeść na obiad....



Thursday, December 15, 2011

A na drzewie

A na drzewie rośnie kwiatek. Tak fajnie przytula się do liści jak w tym moim ostatnim śnie o jeżdżeniu i niespodziewanych pragnieniach. A wczoraj wymyśliłam sobie drzewo z niebieskimi kwiatkami i odrazu mi piękniej. Tęsknię za wiosną?

Tęsknię.

I za morzem możliwości, uśmiechów, podarunków wesołych. I za strachami na lachami karaluchami pod poduchami i tak dalej. I za sercem w butonierce i na huśtawce. Z wymachającymi nogami. Koniecznie.

Ale dziś potrzeba mi odpoczynku. Błogości nicnierobienia pragnę tak bardzo. Zdaje mi się, że nie potrafię zebrać żadnej energii na cokolwiek bez przyzwoitego porządnego odpoczynku. Spania za długiego, oglądania za dużego, czytania bez końca. Oh jak bardzo pragnę poczytać niemieckie gazety, hamerykańskie czytadła i moje milion książek na parapecie.
Ale nie da mi się czytać w tym bajzlu.
A posprzątać bajzlu siły i energii tak straszny brak.
A energia ma przyjść gdy odpocznę.
A odpoczynek tak naprawdę możliwy jest tylko wtedy gdy posprzątam....

I kto wymyślił te koła maciejoła?

Gdybym miała jakiś dobry proszek nasenny, pospałabym tak ze dwa trzy dni. Może wtedy by mi przeszło?

Więc idę spać, dobranoc. Tylko trochę martwi mnie fakt, że jutro będę znów musiała sztucznie przedłużać nasilny sen, który tak bardzo bardziej męczy niż daje ukojenie...

I tylko może przyśni mi się to drzewo, a jeśli się nie przyśni to sama je sobie wymyślę i poprzytulam się do uśmiechu

jak do liści.


Monday, December 12, 2011

Buuu:(

Dziś jestem smutna. Wiem, wiem, to tylko PMS. Chwilowy dołek ierowany tylko i wyłącznie głupimi hormonami. A jednak wiedząc to nie potrafię powstrzymać głupiej wilgoci między rzęsami.

Pierwszy dzień wakacji. No prawie, bo wciąż oceny do wystawienia, ale nie ma już dzieciaków koło nosa. I gdy dziś tak siedziałam ugniatając kręcącą się glinę, i patrzyłam kątem oka na tego fajnego nauczyciela, który mi się niestety nie trafił, a który przychodzi czasem czy zostaje trochę dłużej w czasie naszej klasy, i gdy tak zaraz tez zobaczyłam nieprzeciętną brunetkę pląsającą w jego kierunku i odpląsującą za małą chwilę z hasłem: "see ya in a little bit! luv ya" ('do zobaczenia wnet! koch' cie') - więc w tej właśnie chwili, smutek przysiadł mi na ramieniu i zaczął wymachiwac nogami.

- Przecież i tak nie byłaś nim zainteresowana. - Rzekł.
- Wiem. I przecież myślałam, że albo jest gejem albo właśnie ma jakąś równie artystyczną brunetkę przy boku - odrzekłam.
- No to co z tym nosem aż po samą glinę?
- No bo każdy kogoś ma. Świat jakby składał się z ludzi, którzy kogoś mają. Na każdym kroku. I ja jeszcze do niedawna miałam moje miśki, moje dzieciaki, a teraz - nic. Pustka. Nie ma do kogo wstać rano i jechać. 

I aż nie mogłam uwierzyć, że ot tak w jednej chwili, po upływie zaledwie weekendu od ostatnich zajęć tęsknię za moimi studentami. Czy aż tak ze mną źle, czy aż tak bardzo ich kocham?

A potem ta głupia baba. AAAAAAAA jak ja jej nienawidzę. Kto jej pozwolił "uczyć". Co za porażka. Kobeita nadaje się co najwyżej na wystawę psów. Jako pies, naturalnie. I to kundel. Choć mam wrażenie, że obrażam kundle, kundle przecież to dobre psiaki. Brak mi słów. Szczota zielona. Naprawdę.

I co teraz? Well, przynajmniej podjęłam decyzję. Chciałam kontynuowac tę klasę z jakimś przyzwoitym nauczycielem. Ale teraz już wiem, że podczas gdy z gliny mogę coś ulepić, wydziergać kwiatka czy ważkę też całkiem potrafię, tak malować - nie umiem zupełnie. Podejrzewam, że tylko dlatego, że nikt mnie k*** tego nie nauczył!! Seriously, już dawno nie czułam wobec kogoś tak negatywnych uczuć i takiej bezsilnej złości przez tę babę:(((


Nic, tylko zjeść coś dobrego, obejrzeć jakiś durny serial i iść spać. "Może warto żyć do jutra." Może jutro, gdy spotkam się na niemieckie filmowanie z moimi miśkami, odżyję, uśmeichnę się, poczuję ten zapach łotewerowości powszechnej.

Acha. I mam nowe auto. Jest cudowne, zakochuję się coraz bardziej. Jutro highway. Yaaaaay.