Tuesday, May 24, 2011

Gdyby tak wyłączyć tego ptaka

Rower

stoi mi wciąż w przedpokoju - nazwijmy to umownie - i nie chce się znieść do auta, żeby jakoś wyglądać mógł i ten umowny przedpokój i to auto, też umowne?

Rysuję dziś niewyspanie i lekką tęsknotę. Ciężka noc zjaw i strachów na lachy oraz trzęsienia ziemi znów. Co jest z tymi trzęsieniami ziemi ostatnio no co. Nie wiem, jak ja to robię, że potrafię bać się tych lachów ciągle, od dzieciństwa, zupełnie tak samo. Nigdy z tego nie wyrosłam, nigdy nie dotarłam do jakiegoś: "ej, wejże, to dyć ćmoje boje". No i jeszcze to trzęsienie, którego pewnie nikt inny nie zauważył.

No i snuję się tak dziś z kąta w kąt, z myśli w myśl i wysnuć się nie mogę. I wielka serbska knjiga leży przede mną i nagle nie mam zupełnie energii zabrać się za nią i rozkochiwać dalej w serbskim moim...

I tęsknię.

Tuesday, May 10, 2011

Na Wygnaniu

jestem sobie dziś ponownie. WYgnanie to po części z wyboru i może rzeczywiście powinnam raczej siedzieć w progach swojskich domowych i przyglądać się pracowitym panom, którzy demolują moją łazienkę i coś pod kuchnią; ale jakoś chyba wolę jednak przywitać ich tylko krótko rankiem zbyt rannym i uciec do krainy kawy i zapachu panini, o którym moge tylko pomarzyć. Nie wiem, czy to dlatego, że moja ucieczka od złego zycia, ucieczka w wolność kochaną i rozumianą zaczęła się właśnie od Panery Bread? Czy może zupełnie bez tego powodu, a poprostu bo fajnie tu - może właśnie więc dlatego tylko całkiem dobrze się tu czuję, klikam, piszę i przyglądam ludkom. Panera ma ten jakiś specjalny nastrój. Nie, nie jest w najmniejszym stopniu podobna do erupejskich kafejek, ale ma ten swój amerykański i ciepły natrój, którego nie znam skądinąd. Ale może poprostu tylko nie znam.

Popijam herbatę z aromatem brzoskwiniowym i spice'ami. Właśnie wszedł umundurowany pan policjant, ot bo i posterunek po drugiej stronie ulicy. Widocznie jakiś zdrowiej się żywiący bo w panerze nie ma pączków - jedynego w zasadzie pożywienia panów policjantów.

Wczoraj oficjalnie rozpoczęłam sezon rowerowy i już mnie skręca. Ach, że też tak dziwnie mi tak się wybrać samej, bo już bym jechała i mogła spędzić na rowerach cały dzień. Tak, tak, cały calutki. A międzyczasie usiadłabym na tych ławkach piknikowych albo jeszcze lepiej na środku łąki i zjadła pyszne bezglutenowe kanapki z ogórkiem i świezym wiosennym wiatrem:)

Od dwóch godzin siedzi tu ze mną jedna pani. Słucha muzyki na jakże zpaomnianym juz dyskmenie i pije colę. Zaczęła od frappucino, ale teraz dolewa tylko coli light. I sączy. I ciekawe o czym sobie myśli. Nie wygląda na smutną, ale chyba nie za bardzo ma co ze sobą zrobić. A może chodzi tylko o darmowe dolewki coli bez końca?

***
Do mozliwości powrotu z wygnania zostało mi około 6 godzin... hm, taa. Chyba wezmę się za wystawianie z nudów ocen...