Tuesday, January 18, 2011

i tylko ta jakaś tęsknota

za psem w kształcie kalafiora
za motyką na słońcu albo na księżycu nigdy nie wiem
za twoim uśmiechem którego przecież nie chcę więcej widzieć a pragnę jak niczego na świecie
za dłońmi
śniegiem mimo śniegu zimą mimo zimy
latem
i nie tyle siedzeniem na balkonie i czytaniem książki na niemiecki głos ile możliwością

za energią
tą energią która każe pisać ćwiczenia do drugiej nad ranem
i wstać kilka godzin później bez cienia zmęczenia

ot za czymś no ale właśnie czym no

Saturday, January 8, 2011

Przemeblowanie Myśli

Czyż to nie niezwykłe, jak wielki wpływ na duszę ma nawet maleńkie przemeblowanie? Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak wielkie odbywa sie sprzątanie, jak głowa zostaje odsniezona, oczyszczona, zmieniona. I czy nie powinnam gdzieś opublikować, że ot przemeblowanie jest najlepszym lekarstwem na smutki i depresje.


No i kieliszek wina po dobrej robocie zarówno przemeblowaniowej jak i pracowej nagle smakuje prawie tak jak truskawki z krzaka w moich Robaków. Prawie, bo tak jak te truskawki to nie smakuje nic na świecie.

Nie wiem, dlaczego moja zakręcona schizofrenia wybiera sobie na zmiany, przemeblowania i pragnienia pięknych zakupów akurat te chwile kompletnego spłukania, kompletnej dewastacji finansowej i pustki dolarnej. Czy to normalna reakcja? Czy to wyszstko przez mojego drożdża, który mówi przeze mnie i mną i wygłupia się jak nie wiem.

Myślę od wczoraj o czołgach. Myśleć niestety muszę, bo trzeba załatwić te niektóre stare sprawy. Jak to gdzieś ostatnio wyczytałam, styczeń, a przynajmneij jego pierwsza połowa to jednak ten okres sprzątania po 2010. To śmieszne, że dopiero teraz, już prawie przy półmetku, powoli, dleikatnie czuję, jak przyhcodzi nowy rok. Czy ktoś tam gdzieś czegoś czasem nie pomylił z tym datowaniem??

A od kilku dni mam dziwne wachania glutenowe. Ot, wymyśliłam sobie dzień glutenu. Byłby to tkai dzień, w którym zjadłabym konia ale nie z kopytami lecz z glutenem czyli wszystko to czego odmawiam sobie od dwóch lat z lżejszym lub czasem ciężym żalem, aby dać sobie nagrodę za wszystkie bolesne diety i frytety. Na tkaiej liście znalazłoby się... no właśnie tu mam problem. Przez całe trzy drożdżowe miesiące wymyślałam sobie, co zjem sobie a dniu glutenu. I w istocie brakowało mi w głowie dnia, by to wszystko przejeść. A teraz - zaledwie trzy pomysły: big mac (no może fish mac też bo przypomina mi o krakowie i sprzedawniu na kiermaszu), italian beef z portillos (oh) i kurczaczek KFC. Miałam gdzieś jeszcze ochotę na pączki, ale gdzieś mi się zagubiła po drodze. W sumie interesują mnie tylko świeżutkie jeszcze ciepłe krispy kreme, a gdzie takich szukać. I ot cała lista rozkoszy glutenowych. I aż mi głupio, że taka krótka...
I jakoś mi tak dziwnie nie po drodze ani do mcdonalda ani do portillos ani do kfc choć wszystkie jednostki rzut beretem z mojego gniazdka...







I o co chodzi. O to, że boję sie konsekwencji i tego neiznośnego bólu -
O to, że to bardzo neizdrowe i nie powinnam w gruncie rzeczy tego robić -

Czy o to, że jeśli MOGĘ to już nie muszę, nie potrzebuję, nie chcę...