Tuesday, September 28, 2010

Dlaczego biję sie młotkiem

"Why do I keep hitting myself with a hammer? Because it feels so good when I stop."
Dlaczego wciąż tłukę się po głowie młotkiem? Bo tak cudownie się czuję, gdy przestaję." /Grey's Anatomy/


Młotek. Może taki gumowy, ale jednak młotek. I to bicie całe życie;) Dlaczego żyję praktycznie poniekąd moim serialem? Bo jest w nim tyle mojego zycia. Tyle słów o moich słowach, tyle gestów o moich gestach.

A dziś bardzo stresujący dzień. Czasem potrafię sobie stworzyć niezwykły obraz stresu niezwykłego. Ogromnego, siągjącego wyżyn a może dolin. I może ten stres to też właśnie ten młotek, ale jego staram sie przecież tak bardzo unikać. A może wcale się bardzo nie staram. Może ściemniam.

Przerwałam nową bajkę w moim życiu dziś i trochę mi bezniej smutno. Ale przecież wcale nie chciało mi się jej nawet opowiadać, więc lepiej się zamknę i ucieszę, że udało się przerwać. Na chwilę przynajmniej, bo coś mi się nie wydaje, żeby sobie tak poprostu odeszła w zapomnienie. A jeśli sobie odejdzie to trudno, well. Może tak lepiej bo te moje bajki to za każdym razem Grimmowskie zupełnie.

8 wieczorem, moje oczy krzyczą o sen, ciało o odpoczynek, a jeszcze lekcja przede mną. Kolejny młotek.

I co?

Zbierzmy się w garść albo garści dwie i potłuczmy się jeszcze tą godzinkę. Żeby potem czuć się

tak cudownie.

Friday, September 24, 2010

Wolność

kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem...

Więc oto jestem wolna uwolniona. Skrzydła wyjęłam parę dnie temu z szafy, trochę zakurzone, ale wciąż białe, marzące, jasne. Z piórami tak to już jest - mogą się stłamsić, skurczyć, ale gdy tylko wyciągnie się je na powietrze, wstępuje w nie zupełnie inne życie.

Radość nie jest łatwa, ale stosunkowo dostępna dla stłamszonego nadmiernym czekaniem umysłu. Trudna do uwierzenia, ale łatwa do wyskakania. I tylko zmienianie życia wydaje się trudne. Czy to może wciąż ta nieoswojona, nieuświadomiona radość? Bo czy to w ogóle możliwe? Tak stać się wolną z dnia na dzień, tak poprostu gdy zaakceptowało się już fakt, że końca nie będzie nigdy?

Jakkolwiek pierwsze kroki poczynione: firanki w drodze i nawet spodnie. Oh, jak dobrze jest mieć znów normalną (oczywiście mogłaby być większa, żeby wystarczyło na kilka drobiazgów więcej) wypłatę, gdzie zostaje jakaś 100 czy dwie na ciucha, marchewkę organiczną i spontaniczne firanki. Teraz tylko muszę skombinować wiertarkę, by powiesić cuda i zaczarować mój świat na żółto (no, brzoskwiniowo) i na niebiesko (turkus, dokładniej rzecz biorąc).

I może nawet na sypialnię też mam juz pomysł.

I co dalej?


Całe życie:))